Ex-torrenty.org
Muzyka / Metal
TIAMAT - CLOUDS (1992, 2012) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2021-06-04 11:26:00
Rozmiar: 542.80 MB
Ostat. aktualizacja:
2023-06-30 22:20:33
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Czasem, gdy w objęciach nocy wracam do starych dzieł władców "klimatycznych" podziemi, zastanawiam się, gdzie podziała się ich szczerość, magiczny czar, którym jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki byli w stanie zahipnotyzować, a nawet wręcz opętać bardziej uczuciowe i zdołowane dusze. Zastanawiam się, dlaczego zdecydowana większość z nich gra dziś zupełnie inaczej. A to "inaczej" nie zawsze znaczy lepiej, wręcz przeciwnie... Do grona odważnych rewolucjonistów zalicza się właśnie Tiamat - zespół absolutnie kultowy, wyjątkowy, niepowtarzalny. Nie ma wątpliwości, że wielu zagorzałych wielbicieli w pewnym momencie rozczarowało się swymi Mistrzami. Miłość od nienawiści podobno dzieli tylko jeden krok. Ale to tylko kolejne suche stwierdzenie, nie mające odpowiednika w rzeczywistości. Bo Tiamat to przecież nie tylko kontrowersyjny "A Deeper Kind of Slumber", ale także, właściwie przede wszystkim, fenomenalny "Clouds". Przy tej płycie zapomina się o tym, że w tej chwili to jakby nieco inna grupa. Zaklęcie działa równie mocno jak przed laty...

Najpierw był "The Astral Sleep". Z początku nie wierzyłam, że Szwedzi będą w stanie nagrać coś większego, naszpikowanego czarniejszym Mrokiem. Ale właśnie tak się stało. To "Clouds" stał się komnatą ciemności, której nieświadomie(?) szukałam na szlakach mego życia. Czym będą moje małe słowa w porównaniu z TĄ wielką Sztuką? Czy w ogóle mam prawo cokolwiek mówić? Mogę tylko klęczeć i błagać o litość Mrocznego Mściciela. Błagać o wieczny pobyt w Majestacie...

Ta muzyka jest przepustką do nierealnej rzeczywistości. To królestwo najbardziej szlachetnego Mroku. Ja odbywam po nim jakąś mistyczną podróż w nieznane. Czuję smak smutku, przygnębienia i strachu. Czasem próbuję zmienić kierunek, aby oszukać śmierć. To jednak nie jest możliwe... Atmosfera z każdą chwilą staje się coraz bardziej przerażająca, ciemna, diabelska... Ale tylko po to, by ułatwić dotarcie do pałacu. Pałacu stojącego na lodowatym wzgórzu, osaczonym szkarłatną mgłą i posępnymi chmurami. To Majestat Synów Nocy. Gdy już raz do niego dotrzesz, zapragniesz zostać w nim na wieki. Tylko nagły koniec spektaklu przypomni Ci o szarej rzeczywistości, z której przyszedłeś. Ale wiesz przecież, że możesz tam wrócić. Wystarczy tak niewiele...

"Clouds" to esencja mroku i apogeum doskonałości tego zespołu. Tak jak sen nocy, którego strzegą czarni rycerze, wysłannicy piekieł. Nie wiem, komu mam podziękować za jego nagranie - Edlundowi, całej grupie, Bogu, szatanowi, nadprzyrodzonym siłom...? Albo wszystkim po trochu. Jeśli wszyscy oni mieli choć minimalny wkład w powstanie tego ARCYDZIEŁA, to dziękuję wszystkim. Dziękuję za "In A Dream", "The Sleeping Beauty", "Caress o Stars" i arcygenialny "Undressed". Dziękuję za cały album. Chwała Synom Nocy za tak mroczne dzieło! Chwała lucyferiańskiej atmosferze - bez niej Sztuka byłaby uboższa. Bez wątpienia na "Clouds" Tiamat dobrnął do szczytu swej doskonałości. I właśnie ta płyta doskonale zaciera pustkę, jaka potem zaistniała w muzyce Edlunda.

Margaret

Płytą „Clouds” Tiamat wkroczył w nową erę, jednocześnie pozostając jeszcze w starej. Wprawdzie nie odważyłbym się nazwać tej muzyki death metalem, ale jest tu sporo ciężkiego grania. Górę bierze już jednak atmosfera. Mieszanka, która z tego wyniknęła zauroczyła mnóstwo fanów na całym świecie, w tym moje nastoletnie wówczas jestestwo.



Niepodważalnym szlagierem z tej płyty jest otwierający ją „In A Dream”. Utwór prosty, ale porywający, jeden z największych hitów mojej wczesnej młodości. Tłukliśmy go na wszystkich domówkach, a nawet na klasowych dyskotekach. Stawaliśmy w kółku, machaliśmy głowami i krzyczeliśmy „In a dream”. Ten numer pod koniec nieźle przyspiesza i serwuje świetną solówkę. Robi się naprawdę niezła jazda i strasznie frustrujące było dla mnie w późniejszych czasach, jak na koncertach, gdy już w ogóle cofnęli się tak daleko, ta końcowa część była pomijana. Zresztą ta płyta charakteryzuje się znakomitymi solówkami, nie tylko w tym numerze.

Dalej przez cały czas jest ciekawie. W sumie jest osiem kawałków i każdy ma swoją własną duszę, każdy jest na swój sposób uduchowiony. Ciężkie i wolne gitary są wzbogacone solidną dawką klawiszy i gitar akustycznych. W ogóle ta płyta jest bardzo klawiszowa i keyboard jest tu niezwykle istotnym elementem. Tworzy cały magiczny świat. Nie przeszkadza to jednak, żeby przyspieszać i przywalić mocniej, także na perkusji. Tak jest w drugim najbardziej przebojowym „Sleeping Beauty” oraz „Forever Burning Flames”.

Wokal jest zmienny. Czasem wręcz aż taki chamski, niby nie w tym klimacie co muzyka, a jednak pasujący do niej. Gdzie indziej Johan wręcz deklamuje, jakby mówił jakiś wiersz, nieraz zbliża się to aż do szeptu. I teksty są fajne, takie filozoficzne. Wokalizy są tu bardzo charakterystyczne, dużo jest takich wyjątkowych, dobrze zapamiętywanych fragmentów. Właściwie to we wszystkich utworach. W „The Scapegoat” jest wypowiedziane szeptem: „…Then I turn to you and say” i wykrzyczane “I worship Lucifer”. Powtarza się to jeszcze dwa razy, tylko zamiast Lucifer jest Satan i the . Do tego super riff, zawsze bardzo to lubiłem.

Świetny jest też ostatni „Undressed”. Całe to chóralne „I opened a door to another world. I opened a door to the entirety” jest total, a potem te słowa są zobrazowane muzycznie. Słychać pikanie, które przeradza się w ciągły sygnał, człowiek umiera i otwierają się klawiszowe niebiańskie wrota. Niesamowite zakończenie wyjątkowej płyty.

Wujas


1. In A Dream 5:13
2. Clouds 3:40
3. Smell Of Incense 4:29
4. A Caress Of Stars 5:27
5. The Sleeping Beauty 4:11
6. Forever Burning Flames 4:23
7. The Scapegoat 4:57
8. Undressed 7:08

9. In A Dream (Live) 5:01
10. Ancient Entity (Live) 6:33
11. The Sleeping Beauty (Live) 4:31
12. Mountain Of Doom (Live) 5:28
13. Angels Far Beyond (Live) 8:50

Tracks 9 to 13 recorded in Tel Aviv, Israel. June 3rd 1993. Originally released as The Sleeping Beauty - Live In Israel.


Acoustic Guitar, Guitar – Thomas Petersson
Bass Guitar – Johnny Hagel
Drums – Niklas Ekstrand
Keyboards – Kenneth Roos
Vocal, Rhythm Guitar – Johan Edlund


https://www.youtube.com/watch?v=KPS4HEc8KLQ

NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK PRAWDZIWY POLSKI KMIOT... POBIERAJĄC UDOSTĘPNIAJ... UDOSTĘPNIAJ TAKŻE PO POBRANIU!


INITIAL SEEDING. SEED 14:30-22:00.
POLECAM!!!

START JAK BĘDĄ CHĘTNI... 100% Antifascist

Lista plików

Trackery

  • udp://tracker.openbittorrent.com:80/announce
  • udp://tracker.opentrackr.org:1337/announce
  • Komentarze są widoczne dla osób zalogowanych!

    Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.
    Copyright © 2024 Ex-torrenty.org