Ex-torrenty.org
Muzyka / Metal
AGALLOCH - THE MANTLE (2002/2016) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2021-06-20 15:36:47
Rozmiar: 477.68 MB
Ostat. aktualizacja:
2021-06-20 15:36:47
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Druga płyta Agalloch stanowi w prostej linii kontynuację i rozwinięcie pomysłów muzycznych "Pale Folklore", co nie powinno dziwić mając na uwadze mocno eklektyczny i niejednoznaczny charakter debiutu zespołu. Mało kto jednak w momencie ukazania się tego albumu spodziewałby się po Amerykanach tak ciekawych pomysłów i kompozycji. Niewielu też w 2002 roku mogło się zakładać, że "The Mantle" okaże się jednym z ważniejszych i bardziej wpływowych wydawnictw w historii klimatycznej muzyki metalowej. Podobnie, jak poprzedniczka, płyta ta została utkana z połączenia black metalowej szorstkości, brudu oraz okazjonalnej agresji z doom metalowym ciężarem, progresywnymi, zwiewnymi melodiami oraz pięknem i delikatnością folkowych, klimatycznych wstawek. Na "The Mantle" progresywny element uległ zdecydowanemu wzmocnieniu, czego efektem stały się porównania tej płyty do klasyków twórczości Pink Floyd.

Amerykanie ponownie stawiają na długie i rozbudowane kompozycje o otwartej strukturze, w których dzieje się sporo i ciekawie przy czym muzyka jest jednocześnie zwarta, nie przekombinowana, chwytliwa i charakterystyczna. Mimo, że muzycy trzymają się głównie wolnych i średnich temp okazjonalnie jedynie przyspieszając, bardzo płynnie potrafią przechodzić od akustycznych, folkowych fragmentów, przez kołyszące, melodyjne partie solowe Dona Andersona wzbogacone czystym śpiewem Johna Haughma, do agresji płynącej z szybkich riffów gitarowych z efektem tremolo i black metalowych skrzeków. Utwory zostały połączone w jeden ciąg bez przerw, co pozwala "The Mantle" traktować jak spójny, jednolity concept album. Bardzo bogato została zaaranżowana warstwa instrumentalna, w której pojawiają się zarówno gitary akustyczne, skrzypce, kontrabas, klawisze, fortepian, różnorodne instrumenty ludowe a także sample z filmów. Nowością w stosunku do "Pale Folklore" jest spora ilość fragmentów instrumentalnych w tym także całych utworów, które oparto o zapętlony na dłużej i powoli rozwijany pojedynczy motyw. Ten wyraźnie odwołujący się do postrocka i postmetalu schemat komponowania utworów stanie się trwalszym elementem stylistyki Agalloch. Dobrze z warstwą dźwiękową zgrywa się brzmienie, które choć nie jest pozbawione pewnej surowości i naturalności zawiera duża dawkę czystości i wyrazistości, pozwalając bez problemu uchwycić wszystkie detale, smaczki i dodatki, poukrywane w poszczególnych kompozycjach. A jest ich sporo i do tego na bogato.

Płytę rozpoczyna dość długie, instrumentalne intro "A Celebration for the Death of Man..." składające się z prostych, brzdąkających akordów gitar akustycznych (później dołączają też elektryczne), klawiszowego, atmosferycznego tła i powolnego, monotonnie wybijanego rytmu. Muzyka płynnie przechodzi w jedną z najlepszych kompozycji w całej twórczości Agalloch "In the Shadow of Our Pale Companion". Ta prawie 15-minutowa, powoli, spokojnie i leniwie płynąca, wielowątkowa suita, idealnie stapia okazjonalną, blackmetalową szorstkość z monumentalizmem rocka progresywnego, czarując słuchacza przede wszystkim świetnymi czystymi wokalami oraz długimi, bardzo melodyjnymi a przy okazji niezłymi technicznie solówkami w tym zagranymi na akustykach. W progresywnym, spokojnym i jednocześnie nostalgicznym nastroju utrzymuje słuchacza instrumentalny "Odal", w którym znowu pierwsze skrzypce grają zwiewne, gitarowe melodie Dona Andersona, zagrane na tle klimatycznego, gotyckiego podkładu i marszowego, wybijanego na werblu rytmu.

Wyraźna zmiana nastroju następuje w "I Am the Wooden Doors", który jest średnio szybką, agresywną, black metalową kompozycją, najbardziej nawiązującą do klimatów debiutanckiego "Pale Folklore", choć niepozbawioną przy tym ciekawych wstawek gitar akustycznych, w tym solówki na tym instrumencie. Podobnie dynamiczny styl choć w bardziej melodyjnej, chwytliwej i nasączonej progresywnym sosem odsłonie utrzymuje się w "You Were But a Ghost in My Arms". Oba utwory złączono kolejnym instrumentalnym, spokojnym przerywnikiem "The Lodge", w którym po raz kolejny główną rolę odgrywają gitary akustyczne, tym razem prowadzące dialog z tworzącym dla nich kontrapunkt kontrabasem. "The Hawthorne Passage" jest długą, w większości spokojną, choć niepozbawioną dynamiki, instrumentalną kompozycją, w której największe wrażenie sprawia środkowa część z długim solo Andersona, przypominającym klasyczne pasaże Davida Gilmoura z Pink Floyd i Michaela Akerfeldta z Opeth. Z kolei "...And the Great Cold Death of the Earth" to powolne i ciężkie oblicze Agalloch, zahaczające o rejony doom metalowe z nakładkami gitar akustycznych na elektryczne, oryginalnymi, ciężkimi wstawkami kontrabasu i dominującym, czystym śpiewem Johna Haughma. Płytę zamyka spokojna i klimatyczna ballada "A Desolation Song", wyszeptana delikatnie przez lidera grupy na tle akustycznego brzdąkania i zwiewnej melodii granej tym razem na akordeonie.

"The Mantle" to bez wątpienia najdoskonalsze dokonanie w historii Agalloch, na którym grupie idealnie udało się wyeksponować wszystkie swoje atuty, tworząc z tego ciekawą, niebanalną a jednocześnie przystępną dla przeciętnego metalowego zjadacza chleba muzykę. Choć w 2002 roku mieszanka blacku, doomu, folku z metalem progresywnym nie była niczym nowym, to już sposób połączenia tych składników, eklektyzm stylistyczny a przede wszystkim klasa i jakość napisanych kompozycji zrobiły gigantyczne wrażenie na fanach gatunku, co w konsekwencji uczyniło z Agalloch zespół kultowy. Na bazie stylu "The Mantle" w kolejnych latach miała powstać silna i bardzo popularna na świecie scena amerykańskiego klimatycznego black metalu, która mocno namieszała w gatunku.

Radomir Wasilewski


Through vast valleys I wonder
To the highest peaks
On pathways through a wild forgotten landscape
In search of God, in spite of man...

Nie mogłem odmówić sobie przyjemności zrecenzowania tego krążka. Nie mogłem pozwolić, żeby przeszedł niezauważony, żeby zaledwie kilka osób miało możliwość doświadczenia emocji jakie ze sobą niesie. Dlatego podjąłem się napisania tych paru słów, choć wiem jak trudne stoi przede mną zadanie. Trudność ta wynika przede wszystkim z faktu, że Agalloch stworzył dzieło, które w większym stopniu nie przypomina niczego, co dane mi było kiedykolwiek usłyszeć.

Zapytacie pewnie jak zespół, który jest praktycznie nieznany na światowej scenie, który mimo 10 lat działalności, wydał zaledwie dwie, długogrające pyty, może poszczycić się tak zacnym wydawnictwem? Naprawdę nie wiem. Wiem natomiast jedno - Amerykanie udowodnili, że tamtejsza klimatyczna scena ma się coraz lepiej i coraz odważniej, a co najważniejsze, z powodzeniem "atakuje" Europę, nierzadko pozostawiając przy tym w tyle nasze przereklamowane gwiazdy. Nie wierzycie? Posłuchajcie "The Mantle", a odpowiedź na żadne pytanie nie będzie już tak prosta.

Ta płyta powaliła mnie już za pierwszym przesłuchaniem, zwyczajnie znokautowała, długo nie pozwalając mi się podnieść. Poruszył mnie jej klimat, szczerość, pasja tworzenia, lecz przede wszystkim oryginalność. Bo, czy często zdarza nam się słuchać muzyki, która jest głęboko zakorzeniona w doom metalu, nie ukrywa fascynacji progresją, gotykiem, folkiem, nawet symfonicznym blackiem, a mimo to, wiodącą rolę odgrywają w niej dźwięki gitary akustycznej?

Here I gaze at a pantheon of oak, a citadel of stone
If this grand panorama before me is what you call God...
Then God is not dead.

Zdecydowanie nie jest to muzyka dla każdego. Wielbiciele zabójczych temp, szybkich killerów i ostrych solówek, raczej nie mają tu czego szukać. Wszyscy inni, powinni natomiast zmierzyć się z twórczością Amerykanów. Dla nich będzie to jedna z niewielu szans na posłuchanie czegoś innego i oderwanie się od wszechobecnych schematów.

"The Mantle" rozpoczyna się spokojnym, gitarowym intrem, które doskonale wprowadza nas w zimny, melancholijny klimat krążka. Kolejny utwór to z kolei istne arcydzieło. Tego co się w nim dzieje nie da się OPISać słowami - trzeba posłuchać. Zaryzykuje stwierdzenie, że ta długa, rozbudowana, niemal piętnastominutowa kompozycja, jest jednym z najlepszych kawałków jakie słyszałem w ostatnich kilku latach. Znajdziemy tu wszystko: wspaniałe, tęskne, akustyczne melodie, uzupełniane przez ciężkie gitary, częste zmiany tempa, doskonały tekst, no i wreszcie zróżnicowane wokale. Napisałem zróżnicowane, bo w utworach Agalloch czysty, głęboki, emocjonalny śpiew występuje wraz z typowo blackowym charkotem. I tu chciałbym uspokoić wszystkich, którzy w tym momencie zniechęcili się do tego albumu. Ja też osobiście nigdy nie przepadałem za tego rodzaju śpiewem, ale tu o dziwo, w ogóle mi on nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - nie wyobrażam sobie żeby mógł być inny. Po prostu taka konwencja doskonale pasuje do prezentowanej muzyki. Jednym słowem "In The Shadow Of Our Pale Companion" to prawdziwa perełka.

It washed away in a tide of longing, a longing for a better world
From my will, my throat, to the river, and into the sea...
...wash away...

Dalsza część płyty utrzymana jest w podobnym klimacie. Połowa utworów to piękne kompozycje instrumentalne. Poza tym., zdarzają się zarówno utwory wolne, refleksyjne("..And The Great Cold Death Of The Earth", "A Desolation Song"), jak i szybsze, bardziej agresywne, okraszone mocnymi gitarami i "galopującą" sekcją rytmiczną ("Am The Wooden Doora" i "You Were But A Ghost In My Arms"). Nie ma więc mowy o nudzie. Panowie z Agalloch potrafią doskonale wyważyć emocje, co powoduje iż każdy utwór jest inny, nieprzewidywalny, a co za tym ciekawy. Należy tu też wspomnieć, że w muzyce Amerykanów, oprócz tradycyjnych instrumentów, znajdziemy takie, które z metalem mają niewiele wspólnego. Mam tu na myśli m.in. akordeon, puzon, mandolinę czy dzwony. Zastosowanie ich wraz z pojawiającymi się, od czasu do czasu, elektronicznymi wstawkami, daje naprawdę bardzo ciekawy efekt.

Nie ulega wątpliwości, że Agalloch nagrał płytę wyjątkową. Płytę, która poraża swoją oryginalnością, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom, która atakuje zmysły ogromnym ładunkiem emocji, płytę nienaganną technicznie i wokalnie, dobrze wyprodukowaną...lecz przede wszystkim płytę PIĘKNĄ. Nie pozwólmy, żeby to piękno przeszło nam, niezauważone, koło nosa...

Here is the landscape
Here is the sun
Here at the edge of the earth
Where is the god?
Has he fallen to ruin?

Krwawisz


1. A Celebration For The Death Of Man... 2:24
2. In The Shadow Of Our Pale Companion 14:45
Cymbal [Grim Cymbal Bell] – J. William W.

3. Odal 7:39
Guitar [Played With Ebow] – Haughm
Noises – J. William W.

4. I Am The Wooden Doors 6:11
5. The Lodge 4:40
Acoustic Guitar [12 String] – Haughm
Percussion [Deer Antler] – Haughm
Sampler [Trudging Through Deep Snow] – Aaron Sholes, Neta Smollack

6. You Were But A Ghost In My Arms 9:14
7. The Hawthorne Passage (Song For A Grey City) 11:18
Sampler [Neath Bridges Of Portlandia At Night] – Haughm

8. ...And The Great Cold Death Of Earth 7:14
Bells – Ronn Chick

9. A Desolation Song 5:08
Accordion – Ty Brubaker
Mandolin – Ronn Chick


Acoustic Guitar – Anderson (tracks: 8, 9), Haughm (tracks: 1 to 3, 5 to 8)
Bass – J. William W. (tracks: 1 to 4, 6 to 8)
Chimes [Woodchimes] – Haughm (tracks: 1, 3)
Classical Guitar – Anderson (tracks: 2, 4)
Double Bass – Ty Brubaker (tracks: 5, 8, 9)
Electric Guitar – Anderson (tracks: 2 to 4, 6 to 8), Haughm (tracks: 2 to 7)
Engineer, Mixed By, Mastered By, Producer – Ronn Chick
Lyrics By – Haughm (tracks: 2, 4, 6, 8, 9)
Percussion – Haughm (tracks: 1 to 4, 6 to 8)
Piano – Anderson* (tracks: 3, 7)
Producer – John Haughm
Synthesizer – Ronn Chick (tracks: 1, 8)
Trombone – Danielle Norton (tracks: 7, 8)
Vocals – Haughm


https://www.youtube.com/watch?v=INgo0xmYBeg

NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK PRAWDZIWY POLSKI KMIOT... POBIERAJĄC UDOSTĘPNIAJ... UDOSTĘPNIAJ TAKŻE PO POBRANIU!

INITIAL SEEDING. SEED 14:30-22:00.
POLECAM!!!

START JAK BĘDĄ CHĘTNI... 100% Antifascist

Lista plików

Trackery

  • udp://tracker.openbittorrent.com:80/announce
  • udp://tracker.opentrackr.org:1337/announce
  • Komentarze są widoczne dla osób zalogowanych!

    Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.
    Copyright © 2024 Ex-torrenty.org