Ex-torrenty.org
Muzyka / Alternatywna
PEARL JAM - BACKSPACER (2009) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2021-08-22 14:11:07
Rozmiar: 256.69 MB
Ostat. aktualizacja:
2021-08-22 14:11:05
Seedów: 2
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Starzy już muzycy powiedzieli sobie chyba: zagrajmy trochę muzyki. Na dziewiątej ich płycie zwraca uwagę rockowa świeżość, zadziorność, pozytyw. Żadnej presji, ciśnienia, są tu kawałki wydziergane tak jak trzeba, z tego co trzeba.

Krótki kurs historii grupy Pearl Jam. Bardzo dobry debiut „Ten”, amerykańskość potwierdzona przez Neila Younga, etykietka głosu pokolenia X. Występ w fabularnym filmie „Singles” jako muzycy fikcyjnego zespołu. Wymiana uszczypliwości z Nirvaną w muzycznych mediach i brak teledysków przez wiele lat. Pilnowanie możliwie najniższych cen biletów na bardzo długie koncerty. Wielka baza lojalnych fanów w Polsce i nie tylko. Muzycznie jeszcze tylko mocna trzecia płyta „Vitalogy” i pojedyncze kawałki na pozostałych, raczej przeciętnych, zapowiadanych: „teraz pokażemy wam, co znaczy prawdziwy Pearl Jam, nagraliśmy najlepszą płytę od debiutu”. Nie nagrali takiej nigdy.

„Backspacer” trwa niecałe 37 minut. Jakby starzy już muzycy powiedzieli sobie: zagrajmy trochę muzyki. Na dziewiątej ich płycie zwraca uwagę rockowa świeżość, zadziorność, pozytyw. Żadnej presji, ciśnienia, są tu kawałki wydziergane tak jak trzeba, z tego co trzeba („Gonna See My Friend”, „Got Some”, „Force of Nature”). Słucham tego i się nie meczę, a Pearl Jam w dziedzinie męczenia ostatnimi płytami zasłużył na doktorat. Zmiany, zmiany. W „Got Some” pacyfistyczne przesłanie jest oprawione w rytm reggae w zwrotce i szybkiego, mój Boże, rocka w refrenie. Jestem w stanie wyobrazić sobie debiutantów grających witalne, optymistyczne „The Fixer”. To jak stare Broken Social Scene – kawałek z niegłupim tekstem doprawionym ironią, której kiedyś tak mocno Vedderowi brakowało. Plus stylowe pianino rodem z serialu „Alf”. Rewelacja! Rozpędzony, tępy punkowy „Supersonic” ujmuje frazą: „I don’t need you to live, but I’ll never let you go”. Autor tekstów oswoił się ze swoimi latami i z tym, że w szołbizie nie jest naturszczykiem: „I wanna shake this pain before I retire” (utwór 1), „Get it now / get it on / before its gone” (utwór 3), „I’ll dig your grave / We’ll dance & sing / Who knows, could be our last lifetime” (utwór 3). I tak przez całą płytę. Facet ma dystans do swojej roboty, do swojego życia. Zamiast refleksji pokazuje wnioski.

Zabawę w rockandrollową aranżację i tekst o Jasiu z gitarą („Johnny Guitar”) kontruje tekst: „For that’s 30 years or more I’ve loved her so / And how I need to know why she’s with him”. Łagodna ironia to nie jest znak firmowy Pearl Jamu. Nie robią wrażenia tylko podniosłe słowa „Speed Of Sound” wzmocnione jeszcze popową aranżacją. Mogliby sobie darować ten kawałek, nie pasuje do reszty i nic nie daje w zamian – za daleko oddala się od amerykańskiej gitarowej tradycji, którą czują tak dobrze. To ona jest bohaterem tej płyty. Bo nie czarujmy się, Pearl Jam muzycznie nigdy, przenigdy nie był wynalazcą. Oni umieją patrzeć tylko wstecz, dlatego tak ważne są u nich teksty.

Dobre jest „Just Breathe”, gdzie Eddie Vedder występuje w lubianej przez siebie roli chłopaka z gitarą mruczącego pioseneczkę o przyjaźni, miłości, nieśmiałości i grzechu. Delikatny akompaniament basu, drobiących gitar, tu i ówdzie smyczków i fletu brzmi jak wygładzone tło do „Prostej historii” Lyncha. Trochę rozpaczliwy, kiczowaty refren psuje dobre wrażenie, ale i tak jest więcej niż nieźle. Zamykający zestaw, jeszcze lepszy tekstowo i muzycznie „The End” również kojarzy się z muzyką, którą Vedder zrobił do filmu „Into The Wild” (w Polsce „Wszystko za życie”). Skromna, akustyczna piosenka podbita (w dalekim tle) smyczkami i dostojnymi instrumentami dętymi jest bardzo mocnym zakończeniem „Backspacera”. Nie jest to rozmemłany, wydłużony w opór podniosły song w rodzaju „Indifference” zamykającego płytę „Vs” (i większość koncertów zespołu). Teraz cięcie jest trzęsieniem ziemi. To jest po prostu lepsze, bardziej zwarte i – bardziej poruszające.

„I smile big with a toothless grin” – śpiewa Vedder w „Supersonic”. Ma rację, oni wreszcie są uśmiechnięci. Sam uśmiech też nie aż tak szczerbaty, jak skromnie ujął to Edward. Trzonowce to najbardziej wiarygodne folkowe kawałki. Siekacze – dynamiczne, zwarte, mocne utwory z naprawdę dobrym tekstem. Ubytki – pośrednie przynudzanie w stylu starego, złego Pearl Jamu. Na szczęście na „Backspacerze” w mniejszości (za długie, mdłe „Amongst The Waves”, nijakie „Unthought Known” i pretensjonalne „Speed Of Sound”). Wątpię, żeby był jeszcze ktokolwiek, dla kogo Pearl Jam będzie objawieniem. Jednak po tej płycie starzy fani mogą wreszcie spojrzeć w oczy światu bez wstydu. Tego da się słuchać.

Jacek Świąder

Wraz z pomyślnym wynikiem ostatnich wyborów prezydenckich w USA, Eddie Vedder spuścił nieco z tonu i wraz z kolegami z zespołu postanowił nagrać osobisty album. Czy Pearl Jam w końcu zadowolił malkontentów rozpamiętujących czasy “Ten”?

Nie da się ukryć, że Pearl Jam należy do zespołów najgłośniej akcentujących swoje niezadowolenie z polityki
panującej w USA. Konflikty i nieporozumienia narastające wokół wojny w Iraku czy wydarzeń powiązanych z huraganem Katrina znalazły swoje odbicie na poprzednim albumie “Pearl Jam”. Krążek został przyjęty umiarkowanie, czego nie można było powiedzieć o trasie promującej, w trakcie której zespół dotarł także do Polski. Stała się ona jedną wielką manifestacją wobec polityki Busha. Słusznie czy nie – nieważne. Chorzowski koncert z 2007 roku udowodnił inną istotną rzecz – Pearl Jam to przede wszystkim zespół, który posiada niesamowite pokłady energii. Energii obracającej koncert w prawdziwe rock’n'rollowe widowisko. Grunge przeminął, z dawnej sceny Seattle nie zostało zbyt wiele (nic?), a Pearl Jam trzyma się całkiem nieźle, czego dowodem jest ciągła i intensywna aktywność zespołu.

Podpieram się tymi wszystkimi argumentami, bo nie ukrywam, że mam pewien problem z jednoznacznym odniesieniem się do “Backspacer”. Album z pewnością wypadł lepiej niż dwa poprzednie krążki. Na plus działa przede wszystkim energia uderzająca w słuchacza w pierwszej połowie albumu. Niestety, pomimo tego, że chłopaki nabrali rozpędu, to w utworach przeszkadza brak charakterystycznego rysu, melodyki zarezerwowanej dla Pearl Jam, która sprawiała, że takie utwory jak “I Am Mine” czy “Given To Fly” (nie wspominając o klasykach z “Ten”) zapadały na długo w pamięć. Wprawdzie “Got Some” ze wszystkich utworów najbardziej można zestawić z klasykami z poprzednich płyt, to reszta krążka trzyma słabszy poziom. Próba uderzenia w rockowe przeboje w radiowym “The Fixer” nie wypadła zbyt dobrze, chociaż sam utwór po kilku przesłuchaniach daje się polubić.

Oczywiście Pearl Jam to nie tylko szybkie riffy i mocny wokal Veddera. “Backspacer” posiada swoje spokojniejsze oblicze. O ile “Speed of Sound” spóźnił się o mniej więcej 3 albumy, to już “Unthought Known” z delikatnym pianinem i odrobiną elektroniki prezentuje się całkiem okazale. Podobnie jest z akustycznym “Just Breathe”, który jest bliższy solowym dokonaniom Veddera. To wciąż nie ballady na miarę “Nothingman” czy “Indifference”, ale na tle górującej mocniejszej części albumu, podobne łagodniejsze utwory wypadają całkiem nieźle. Zwłaszcza finałowy “The End”, który w niecałe trzy minuty prezentuje najbardziej emocjonalną i wrażliwą barwę głosu Eddiego, z jaką możemy spotkać się na albumie.

Zatrudnienie do pracy nad płytą dawnego producenta Brendana O’Briena pozwoliło stworzyć dobrze brzmiący materiał zakrojony do zaledwie 35 minut. Bolączką “Backspacer” jest jednak właśnie to, że płyta brzmi zbyt poprawnie. Jeśli zawodzi to tylko ze względu na brak wyraźnych punktów, które rozjaśniłyby ten album na tle pozostałych wydawnictw Pearl Jam. Czyżby stabilizacja źle służyła kreatywności grupy z Seattle?

Marcin Bieniek


1. Gonna See My Friend
2. Got Some
3. The Fixer
4. Johnny Guitar
5. Just Breathe
-Cello – Danny Laufer
-Strings – Eddie Horst
-Viola – Cathy Lynn
-Violin – Christopher Pulgram, Justin Bruns
6. Amongst The Waves
7. Unthought Known
8. Supersonic
9. Speed Of Sound
10. Force Of Nature
11. The End
-Cello – Danny Laufer
-Horn – Brice Andrus, Richard Deane, Susan Welty
-Strings, Horn – Eddie Horst
-Viola – Cathy Lynn
-Violin – Christopher Pulgram, Justin Bruns


Bass – Jeff Ament
Drums, Percussion – Matt Cameron
Guitar – Mike McCready, Stone Gossard
Guitar, Vocals – Eddie Vedder


https://www.youtube.com/watch?v=ffaodjFCl3M

NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK PRAWDZIWY POLSKI KMIOT... POBIERAJĄC UDOSTĘPNIAJ... UDOSTĘPNIAJ TAKŻE PO POBRANIU!

INITIAL SEEDING. SEED 14:30-22:00.
POLECAM!!!

START WIECZOREM... 100% Antifascist

Lista plików

Trackery

  • udp://tracker.opentrackr.org:1337/announce
  • udp://tracker.openbittorrent.com:80/announce
  • Komentarze są widoczne dla osób zalogowanych!

    Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.
    Copyright © 2024 Ex-torrenty.org