...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Zespół My Dying Bride jest idealnym przedstawicielem doom metalu. Gdy się go słucha cierpi się katusze. Nie chodzi o to, że Brytyjczycy są tacy słabi, nie, nie. Osobom niezorientowanym muszę zwrócić uwagę, że jest to legenda gatunku. O czym więc mówię? O tym, że w przeciwieństwie do większości artystów na świecie, nie stagnacja, a zbyt wielka chęć do eksperymentowania prowadzą ich przez karierę. I tak już od dwóch dekad, co wystawiało kolejne grupy fanów na prawdziwe próby wytrzymałości.
My Dying Bride w ciągu całej swojej historii nie zawiodło słuchaczy ani razu. "For Lies I Sire" nie jest wyjątkiem. Nawet jeśli obecnie, gdy materiał jest jeszcze świeży i nie jesteśmy z nim osłuchani, uznamy, że to najgorsze dzieło grupy, powinniśmy się cieszyć. I tak nie można zanegować, że jest o wiele lepsze niż większość doom metalowych płyt, które ukazują się na rynku. Kolejne odsłuchy przynoszą akceptację zmienionego stylu i jest już coraz lepiej. Na "For Lies I Sire" w odstawkę poszedł growl.
Wokalizy są więc czystsze, co budzi mieszane uczucia. Z jednej strony Aaron Stainthorpe nie jest stworzony do czystego śpiewania przez swoją przeciętną skalę głosu, ale z drugiej strony taka stylistyka idealnie pasuje do muzyki. Do tej dodano sporo partii płaczących skrzypiec. Warto w tym miejscu zatrzymać się na chwilę, gdyż ten instrument odgrywa tutaj ogromną rolę. Na nim i keyboardzie gra nowa członkini zespołu: Katie Stone. Do My Dying Bride trafiła dokładnie 10 lat po tym, jak ze składu wykreślony został Martin Powell obsługujący te same instrumenty.
Przez dekadę nie słyszeliśmy więc skrzypiec a same klawisze, na których grała Sarah Stanton. Dzisiaj dobitnie słychać, że w muzyce Brytyjczyków brakowało smyczków. "For Lies I Sire" to bardzo melodyjny materiał, prowadzony przez świetne gitarowe riffy. Mimo że wykorzystane elementy wskazywałyby na złagodzenie brzmienia grupy, muzyka nadal ma ogromną moc i ciężar. Stone na klawiszach dopełnia klimatu, oszczędzając dźwięki na kluczowe momenty, sprawiając, że nabierają one ogromnego znaczenia.
My Dying Bride nagrało kolejny dobry album w swojej karierze. Nie jest to rewelacja w stylu "Turn Loose The Swans". Nie jest to odrodzenie w duchu "The Dreadful Hours". Ba, nie jest to porównywalna jakość z ostatnim naprawdę szczególnym krążkiem grupy, a mianowicie "Songs Of Darkness, Words Of Light". Mimo tego "For Lies I Sire" wypada poznać. Choćby dlatego, by pokazać, że nadmiar talentu jakim obdarzona została grupa, nie może być powodem dla odrzucenia jej płyty, która nie powala na kolana, a jest "tylko" bardzo dobra.
Wiele osób patrzy niestety na nowe dokonania zespołu przez pryzmat jego wpływu na doom metal. Niepotrzebnie, gdyż ten album to namacalny dowód na to, że doświadczenie często góruje nad młodością i My Dying Bride połyka na śniadanie większość "gigantów" gatunku.
M. Kubicki
My Dying Bride ma to do siebie, że każdy ich album jest wielce wyczekiwany, teoretycznie przewidywalny, ale za każdym razem niesie za sobą jakąś niespodziankę. Zanim ukazał się 10 krążek Anglików "For Lies I Sire", Steinhorpe zdążył wymienić sekcję rytmiczną i zwerbował do szeregu skrzypaczkę. Po dosć eksperymentalnym, ale intrygujacym "A Line Of Deathless Kings" byłem bardzo ciekaw w którą stronę podąży brytyjski sekstet.
Po przesłuchaniu "For Lies I Sire" czułem się bardzo zaskoczony. Niby typowe My Dying Bride, ale już pierwszy odsłuch zapewnił mi tyleż samo pozytywnych co i negatywnych wrażeń, stawiając to wydawnictwo w gronie najbardziej kontrowersyjnych w dorobku zespołu.
Album przeciekł do sieci już jakiś czas temu. Fani zespołu bardzo szybko okrzyknęli go powrotem do korzeni, inni się radowali, że wróciło stare dobre My Dying Bride, które przestało eksperymentować, a inni narzekali, że grają to co zawsze. I każda z tych grup ma po części rację.
"For Lies I Sire" nie ma w sobie krzty eksperymentalności. Po wielu wielu latach w utworach usłyszymy skrzypce, zupełnie jak na pierwszych płytach grupy. Zdecydowanie jest to zwrot w stronę wczesnych dokonań - typowy doom, ze spora ilością growlingów i czystych wokali. Tutaj należy podkreślić, że wokalnie jest to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszych album zespołu. Anglikom udało się także coś innego - o wiele bardziej cennego. Utwory brzmią świeżo, są zadziwiająco chwytliwie jak na tę grupę i zwyczajnie dobrze się tego słucha.
Jest też jednak druga strona medalu. To co jest z jednej strony atutem jest też poniekąd wadą. "For Lies I Sire" jest płytą bardzo zachowawczą i minimalistyczną. Nigdy przedtem zespół nie nagrał tak prostych i przejrzystych utworów. W porównaniu do "A Line..." ten album można określić nawet jako banalny, gdyż dzieje się tu o wiele mniej, a pomysły też do najbardziej wyszukanych nie należą. No właśnie - wszystko co tutaj słyszymy było grane przez Anglików już wcześniej. Ten album wydaje się być zgrabnym skompilowaniem wszystkiego co najlepsze w dotychczasowej twórczości grupy. Dodać też trzeba fakt, że płyta posiada zdecydowanie zbyt sterylne brzmienie, nie pasujące do doom metalu.
Fanom grupy ten album na pewno przypadnie do gustu, bo ciężko jest mówić o zawodzie. Z drugiej strony My Dying Bride po raz kolejny wydało album dobry, ale któremu brakuje tego "czegoś" co uczyniło by go wyjątkowym. Dopiero teraz przekonuje się do tego, że poprzedni album formacji był tworem nadzwyczaj kreatywnym. Niestety w moim odczuciu "For Lies I Sire" wypada bardzo przeciętnie na tle innych płyt tej zasłużone kapeli. Na pewno ustępuje "The Light At the End Of The Wold" czy wspomnianej "A Line Of Deathless Kings", ale przebija "Like Gods Of The Sun" czy "Songs Of Darkness Words Of Light. Jednak odbiór tego albumu będzie w dużej mierze zależał od tego, czego się dany słuchacz spodziewał po MDB.
Harlequin
No proszę, My Dying Bride dobili do dziesiątej płyty – całkiem niezły to wynik jak na dwadzieścia lat grania. No a jaka ona jest, zapytacie? Ano niczego sobie, o czym świadczy chociażby fakt, że dostałem ją w swe łapska w tym samym czasie, co nowy Pestilence, a słuchałem dużo częściej i chętniej niż twór Holendrów. Cóż, znów trafili w moje gusta, potwierdzając swoją klasę. Nagrali przy tym materiał dostatecznie odmienny od poprzednich, żeby był dla słuchacza, tzn. dla mnie, ciekawy i wart tych kilkudziesięciu złotych. Uwagę zwraca bardzo duża różnorodność tempa i klimatu, bo zawarto tu właściwie wszystko – od nastrojowych i wolnych partii zaśpiewanych czystym głosem po brutalne deathowe blastowanie (doczekałem się riffu z „The Blood, The Wine, The Roses” we właściwej oprawie, ugh!) i wściekłe growle. Wspomniane zróżnicowanie i dobre aranże sprawiają, że płyta — jak na doom — jest dość dynamiczna (a nawet stosunkowo żywa), a przez to płynie gładko i mija niemal niepostrzeżenie, co przy godzinie trwania nie zdarza się przecież zbyt często. Na pewno wielu ucieszy już sam fakt powrotu skrzypiec do instrumentarium, ale nie jestem pewien, czy będą z nich do końca zadowoleni, bo obecnie mają w muzyce Anglików inny charakter niż w przed laty. Z powyższego wynikają zmiany personalne, i to nie byle jakie, bo w od wydania „A Line Of Deathless Kings” w My Dying Bride pojawiły się aż trzy nowe osoby: perkman Dan (niezły jest, ale nad przejściami musi jeszcze popracować), basistka Lena i skrzypaczka Katie (obsługuje też klawisze). For Lies I Sire, jak na moje wypaczone ucho, jest najbardziej psychodelicznym krążkiem zespołu — przebijającym pod tym względem nawet „procentówkę” — w czym spory udział mają dobrze przemyślane zmiany tempa, a także, o zgrozo!, niepokojące partie skrzypiec. OK, nie ma się co oszukiwać – to nie jest zespół dla każdego, od dawna mają grupę wyrobionych fanów i to oni powinni się z tą płytą zapoznać. Pozostali raczej mogą sobie darować.
8,5/10 (demo)
My Body, A Funeral 6:47
Fall With Me 7:17
The Lies I Sire 5:29
Bring Me Victory 4:07
Echoes From A Hollow Soul 7:20
ShadowHaunt 4:37
Santuario Di Sangue 8:28
A Chapter In Loathing 4:44
Death Triumphant 11:06
Bass – Lena Abè
Drums – Dan Mullins
Guitar – Andrew Craighan, Hamish Glencross
Violin, Keyboards – Katie Stone
Vocals – Aaron Stainthorpe
https://www.youtube.com/watch?v=vXNTw5KCTdg
NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK PRAWDZIWY POLSKI KMIOT... POBIERAJĄC UDOSTĘPNIAJ... UDOSTĘPNIAJ TAKŻE PO POBRANIU.
INITIAL SEEDING. SEED 14:30-22:00.
POLECAM!!!
START WIECZOREM...
|