Ex-torrenty.org
Muzyka / Metal
PLANET HELL - MISSION TWO (2019) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]

Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2021-11-26 11:30:01
Rozmiar: 92.34 MB
Ostat. aktualizacja:
2021-11-26 22:53:20
Seedów: 16
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Po trzech latach od debiutu Planet Hell wyruszył w swoją drugą misję. O ile ich pierwsze wydawnictwo było dla mnie całkowitym, pozytywnym zaskoczeniem, o tyle drugie bez przesady mogę nazwać genialnym. Wciąż możemy usłyszeć tu wpływy Voivod, ale i również Atheist, co nie oznacza, że Ślązacy zrzynają od kogokolwiek. Wręcz przeciwnie, są oryginalni i konsekwentnie kroczą swoją ścieżką wytyczoną przez debiut. Szczerze mówiąc, aż się dziwię, że nie podpisali jeszcze papierów z jakąś dużą firmą z Zachodu. Tym razem wydaniem ich materiału zajął się Przemek z Mad Lion Rec. I na duży plus muszę mu zaliczyć zachowanie formatu w poprzedniego albumu, chociaż niektórzy mogą marudzić, że gdzie trzymać wydawnictwo w nietypowym formacie. Ludzie marudzili i zawsze będą, taka już natura ludzka, a szczególnie polska.

„Kosmiczne” intro rozpoczyna utwór „Newcomer”. Po chwili pojawia się oszczędna, jazzowa perkusja, psychodeliczny riff i pełen jadu wokal Przemka. Wolne tempo nieco przyspiesza, gitary stają się bardziej agresywne. Po chwili przyspiesza praca perkusji, a utwór kołysze nas niczym spokojne morze. Nagle zagrywki gitarowe stają się wręcz chore. Kilka dziwnych dźwięków i bardzo rytmicznie rozpoczyna się „Reya”. Tu tempo jest już szybsze, riffy tną ostro, a to co Panowie grają to miód dla moich uszu. Łamany rytm, wspaniała aranżacja i wściekła solówka, zmienne rytmy perkusji, kilka sekund wytchnienia i rytmiczny riff niesie nas dalej przez przestrzeń kosmiczną. „Report” uderza delikatnie średnim tempem, słychać w tle piękną pracę basu i nagle muzyka przyspiesza. Nie da się słowami OPISać tego wszystkiego co dzieje się w muzyce. Szybka praca perkusji, przy średni tempie gitar i ten mięsisty bas pojawiający się co chwilę. Nagle rakieta odpaliła, muzyka pędzi przed siebie i pojawia się szybka solówka, by po chwili wszystko wróciło w średnie tempo żeglowania w przestrzeni. Kolejne przyspieszenie i szybko zagrane solo, które w pewnym momencie zwalnia i pojawia się typowo Voiodowski fragment z czystym wokalem. Ludzie, jakie to piękne!!! „Encounter” Rozpoczyna się gitarowymi pasażami przypominającymi Pestilence, „kosmiczny” bas i wtórująca mu gitara. Pojawia się perkusja wystukująca marszowy rytm i po kilku taktach muzyka zamiera, słyszymy coś jak metronom i pojawia się gitara z wyważoną partią perkusji, dołącza bas. Całość brzmi melodyjnie i zaskakująco rockowo, a w dodatku wokalista śpiewa czystym głosem. Nagle wchodzi ostra gitara i muzyka nabiera ciężkości, chociaż nie traci nic ze swojego rockowego charakteru. Pojawiająca się solówka jest melodyjna i wraz z muzyką po chwili nabiera ostrego sznytu. Wstawki ze zmianami rytmu wprowadzają sporą różnorodność do pozornie prostej konstrukcji utworu i niezauważalnie utwór przestaje brzmieć rockowo.” Demons” to już mocne od początku uderzenie. Szybkie tempo, mocna perkusja i ostro szyjące gitary, pełen jadu wokal, połamany rytm. Zwolnienie i tempo przechodzi w średnie, gdzie riff staje się psychodeliczny i muzyka znów przyspiesza i staje się twarda niczym tytan. Kolejne zwolnienie i możemy się zachwycać współpracą gitar, solówką zagraną w zmiennym tempie. Mocną pracą gitar i ciężkimi uderzeniami perkusji rozpoczyna się „Oxygen”. Dwa riffy wymieniają się, jeden brutalny, drugi melodyjny. Daje to wspaniały efekt. Po chwili muzyka przechodzi metamorfozę i staje się bardzo marszowa.Dość szybko jednak pojawia się bardzie melodyjny fragment. Wydaje mi się, że to najprostszy utwór jeśli chodzi o strukturę, bo na pewno nie o kwestie instrumentalne. „Experiment” rozpoczyna szybko zagrany riff, wchodzi druga gitara i perkusja niczym tornado. Chwilowe przerywniki w postaci wolniejszego tempa wprowadzają jeszcze więcej ciężaru do utworu .Ponownie dobrze słyszymy bas i na pierwszy plan wysuwa się piękna i melodyjna solówka po której muzyka przyspiesza i tnie ostro wraz z kolejną solówką. „Farewell” rozpoczyna oszczędna praca perkusji i świetny gitarowy riff, całość jest utrzymana w wolnym tempie i brzmi ciężko, w kilku taktach wręcz domowo. Po chwili wchodzi jadowity wokal, a muzyka przetacza się po słuchaczu z siłą walca. Riff staje się melodyjny, lecz utrzymanie tempa powoduje, że ciężar muzyki się nie zmienia. Perkusja zaczyna wybijać nieregularny rytm i pojawia się damski wokal wspaniale wpleciony w strukturę utworu. Pojawia się ostrzejszy riff, lecz muzyka wiąż sunie niczym walec, by pod koniec utworu nieco przyspieszyć nic nie tracąc na ciężarze. Przeciągniętymi dźwiękami gitary powoli wychodzi z tła solówka gitarowa. Nabiera nieco szybszego tempa, po chwili pojawia się druga zdecydowanie szybciej już zagrana i niosąca ze sobą „chore” dźwięki. Na koniec dostajemy szybki „Epilogue”, który po kilku taktach przechodzi w średnie, lecz brutalne tempo. Kolejna zwichrowana solówka wwierca się w umysł słuchacza, zaraz po niej następuje kolejna, tym razem bardziej melodyjna, w której dźwięki płyną szybko jeden za drugim. Praca perkusji zmienia się co chwilę i gdy tempo staje się wolne otrzymujemy bardzo przestrzenną solówkę rozwijającą się do szybkiego tempa. Muzyka jeszcze zwalnia i w takich momentach możemy mocniej dostrzec kunszt aranżacyjny muzyków.

Nie sądziłem, że po „Unquestionable Presence” Atheista będzie jeszcze mi dane usłyszeć równie techniczny materiał i do tego tak oryginalny. Na temat umiejętności muzyków nie zamierzam się tu rozwodzić, bo nie ma co mówić na temat rzeczy oczywistych. Gdy otrzymałem ten materiał do recenzji, Przemek z Mad Lion wspomniał, że słucha w kółko „Mission Two” i ciągle odkrywa nowe rzeczy w tej muzyce i musze przyznać, że miał raję. To nie jest materiał do przesłuchania i odłożenia na półkę, a nawet gdybym chciał tak zrobić, to jest to niemożliwe, bo jest on jak dżuma, gdy już Cię zarazi ciężko się wyleczyć, tylko kto twierdzi, że chcę leczenia? Ogromne wrażenie robi na mnie dojrzałość muzyków i sposób w jaki wyważyli brutalność death metalu z pasażami dźwięków i jazzowymi elementami. Płyta ta mimo zastosowanych środków przekazu jest brutalna, lecz również pełna wszelakich emocji i takie też wzbudza u słuchacza. Jestem pewien, że za parę lat ten album wejdzie do kanonu gatunku i stanie się niedoścignionym wzorem dla wielu zespołów chcących grać podobną muzykę. Na koniec chciałbym Was również zachęcić do zapoznania się z tekstami zainspirowanymi twórczością S. Lema, które tworzą nierozdzielną część podróży, w którą zabrała nas ekipa Planet Hell w swojej Drugiej Misji.

Przem 'Possessed'

rzy lata zajęło załodze śląskiego Planet Hell, aby spakować manatki i wybrać się w kolejną misję. I fajnie, bo pusto bez nich było w tym kosmosie.

A na pewno niektórych ucieszy fakt, że na najnowszym opusie ekipa podąża śladami bohaterów powieści „Solaris”. Mnie to akurat ani ziębi ani grzeje, bo nie było mi dane poznać się jak dotąd na geniuszu Lema, ale wiem że inni mają wręcz przeciwnie. Z drugiej strony – nie sposób odmówić „Mission Two” takiej charakterystycznej duszności i wrażenia ciągłego niepokoju, jaki towarzyszy powieści Lema. Słuchając tego albumu mam wrażenie, że coś zaraz się stanie, niespokojnie rozglądam się po pokoju i czekam. Pamiętam, że gdy dawno temu czytałem tę książkę tak się właśnie czułem. Planet Hell udało się osiągnąć ten efekt tak naprawdę nie wychylając się bardzo poza ramy progresywnego (jeśli mogę tak go określić) death metalu. W porównaniu do wcześniejszej płyty jest jeszcze wolniej i mroczniej, co szczególnie słychać w takich kawałkach jak „Farewell” czy „Encounter”. Trochę wyraźniej zarysował się też ten progresywny sznyt wywodzący się z progrocka, a dość mocno wybijający się w niektórych momentach na powierzchnie, ponad death metalowy konstrukt. Słucha się tego albumu naprawdę wybornie, co dziwne – ja nie koniecznie jestem jakimś gorącym entuzjastą tego typu muzyki i jeśli chodzi o death metal wolę bardziej bezpośrednie wyziewy. A tu proszę – jestem zachwycony „Mission Two” i zasłuę się w niej w zasadzie od dnia premiery. Wiem też że nie jestem jedyny. Co więcej – nie wiem, czy jakikolwiek inny death metalowy album z Polski w zeszłym roku może się równać z tym wydawnictwem. W moim prywatnym rankingu – najlepszy krążek jaki się ukazał w naszym kraju w 2019 roku.

Liczę, że chłopaki chwycą wiatr w żagle i wybiją się poza granicę, bo klasa jaką pokazali na drugiej płycie to naprawdę pierwsza liga.

10/10 (Oracle)

Druga misja Planet Hell wyruszyła z Ziemi, aby dotrzeć na Solaris – planetę z powieści Stanisława Lema o tym samym tytule. Cała płyta bezpośrednio odnosi się do tego dzieła i stanowi jego muzyczną interpretację. Lecimy więc w kosmos, wkraczając w nowy świat i odkrywając nowe zjawiska i problemy. I tak jak niełatwe jest badanie wszechświata i rozszyfrowywanie tajemnic solaryjskiego oceanu, tak wcale niełatwa poznawczo jest „Mission Two”. Zajrzyjmy więc do dziennika pokładowego.

A jest do czego zaglądać. Płyta wydana jest przez Mad Lion Records w powiększonym kartonowym formacie z bogato ilustrowaną książeczką, nazwaną właśnie kapitańskim dziennikiem, w której teksty występują w wersji oryginalnej oraz polskich tłumaczeniach. A są one wyrywkowe. Nie stanowią opowieści, a uwypuklają jej fragmenty. Dużo w nich uczuć i emocji, bo o tym też traktuje książka, a wśród neutrinowych transcendencji i generującej się antymaterii rozgrywa się nieszczęśliwy wątek miłosny o czym przypomina pojawiający się głos kobiecy. W „Report” mamy też mówioną kwestię męską. W odległej przestrzeni dzieją się rzeczy mające zupełnie inny wymiar i dostające całkiem nowych znaczeń, jakie trudno byłoby sobie wyobrazić z powierzchni Ziemi. Zaśpiewane jest to głosem charkotliwym, ale zdartym. Jakby z takim aluminiowym, elektrolitowym posmakiem, który wtapia się w korpuskularną strukturę utworów i sprawia wrażenie mroźnego oddechu czy też konsystencji ciekłego tlenu.

Podobnie zmetalizowane brzmienie mają instrumenty. Dodając do tego niebiesko-czarną oprawę graficzną łatwo zauważyć, że wszystko to bardzo do siebie pasuje i stanowi jedną całość. Muzycznie jest to kosmiczno-industrialny, progresywny death metal z dużą ilością gitarowego grania. Wprawdzie perkusja i bas spełniają tu dosadną rolę, sumiennie troszcząc się o bogate tła i często wyczyniając wiele wybijających się na wierzch ewolucji, ale to gitary prowadzą ekspedycję ku kolejnym wyzwaniom, nadając im afektywności i powodując wartkość oraz precyzję podjętych akcji. Mimo digitalizacji przedsięwzięcia, komputerowe przestrzenie pojawiają się raczej jako uzupełnienia i łączniki między utworami, a to gitary tworzą główną transcendencyjność przekazu za pomocą niezliczonej ilości zawirowań, poplątanych riffów oraz solówek.

Nie wszystko jednak jest pogmatwane, bo występują tu też wolniejsze przestrzenie, oazy spokoju, jakby próżniowe bańki pośród astralnej burzy, gdzie byty osiągają więcej akustycznej stateczności. To jednak fragmentarycznie, na przykład na początku „Encounter”, który oferuje mnóstwo atrakcji, bardzo progresywnych momentów, czystszych wokali i basowego zamętu. Cały wolny i wprowadzający w tok fabuły jest pierwszy „Newcomer”, zwolnienia występują też w „Farewell", głównie jednak mamy do czynienia z muzyką intensywną, zmienną i z mocnym, death metalowym podkładem.

Tak jak wspomniałem we wstępie „Mission Two” nie jest łatwa do rozgryzienia. No, ale chyba słabo by było polecieć w kosmos, wrócić i nic. Wszystko już wiedzieć. Aby odkryć Solaris i jej impulsywny, przemawiający językiem matematyki, ocean, trzeba wgłębić się w niego wiele razy. Trzeba go przebadać, poświęcić mu dostateczną uwagę, a wtedy, stopniowo zacznie odkrywać przed nami swoje możliwości. Z każdym kolejnym odsłuchem okaże się, że płyta jest coraz bardziej spójna, coraz atrakcyjniejsza instrumentalnie, a każda odyseja odbywana będzie z coraz większą przyjemnością. Aż do jej nieszczęśliwego końca.

Wujas


1. Newcomer
2. Reya
3. Report
4. Encounter (Fretless Bass [Intro], Guest – Jędrzej Łaciak)
5. Demons
6. Oxygen
7. Experiment
8. Farewell (Voice [Female Voice] – Iziwitch)
9. Epilogue

Recorded, mixed and mastered at DMB studio, by Dominik Wawak April September 2019, Bielsko-Biała, Poland


Bass [Bas Ion Beam Extractor] – Józef Brodziński
Drums [Pulsar Surveyor] – Tomasz Raszka
Guitar [7th Dimension V-Plane Commander] – Tomasz Ziarko
Guitar [Keeper Of The Seven Rays], Vocals [Voice] – Przemysław Latacz
Synth, Sampler [Samples] – Dominik Wawak

https://www.youtube.com/watch?v=mldmddaYiW8

INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

START WIECZOREM...

Lista plików

Trackery

  • udp://explodie.org:6969/announce
  • Komentarze są widoczne dla osób zalogowanych!

    Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.
    Copyright © 2025 Ex-torrenty.org