...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
„Athenian Echoes” – trzeci album Nightfall jest tym przejściowym w karierze tego zespołu. Słychać w nim dzikość i wściekłość jaką miało w sobie „Macabre Sunsets”, ale wyraźne są również zalążki nowego, melodyjnego stylu. Wszystko to osadzone jest w cieniu starożytnych kolumn i pod wszystko widzącym spojrzeniem bóstw, a zaczyna się dziać wraz z nastaniem nocy.
Te elementy etniczne, muzyki tradycjonalnej, czasem sprawiającej wrażenie orientalnej, będą powracać i co jakiś czas przypominać, gdzie jesteśmy. To przez nie czujemy, że ten dziejący się dramat umiejscowiony jest w starożytnej Grecji, choć okładka i tytuł również nie pozostawiają ku temu wątpliwości. Ta ludowość stanowi trzeci i bardzo ważny wyróżnik „Athenian Echoes”. Gorzej jest z tekstami. W okładce są i są takie same jakie podają wszelkie źródła internetowe, niestety jednak nie mają nic wspólnego z rzeczywistym śpiewem. Próbowałem na wszystkie sposoby, podejrzewając złej kolejności utworów. Nic z tego, nie udało mi się dopasować ani jednego zdania w jakimkolwiek kawałku. Według mnie tekst napisany nijak się ma do śpiewanego, a jeżeli jestem w błędzie to proszę mnie uświadomić.
Zostawmy więc słowa i skupmy się na muzyce. Po krótkim, wzbudzającym niepokój wstępie, płyta zaczyna się bardzo ostro, a cały „Laye Azure” jest strasznym wyziewem grozy. Gitarowe riffy szaleńczą tną, a wokale są wrzaskliwe i nieprzyjemne. Nawet klawisze uderzają w sposób smagający niczym bicz po plecach. Jest szybko, zajadle i zdaje się jakby ta black metalowa jatka miała zawładnąć całym światem. Dlatego bardzo zaskakujący jest początek drugiego „Armada”, gdzie pośród melodyjnych gitar i zupełnie innego, zdartego śpiewu Efthimisa, Nightfall po raz pierwszy rozbrzmiewa wręcz płynnym klimatem z jakiego mieliśmy go aż nadto poznać w późniejszych czasach. Wprawdzie numer ten w pewnym momencie zupełnie się rozbestwia i znów nastaje pełna rzeź, ale później melodie powracają i widać, że dzieje się tu coś zupełnie niespodziewanego. Tym bardziej, że trzeci „Ishtar (Celebrate Of Beauty)” zaczyna się pustynnym folklorem, potem melodia, a potem znowu sieczka.
I tak to wygląda już do końca. Nightfall wciągu sekundy potrafi zupełnie się odmienić. Ma mnóstwo klimatu. W takich „the Vineyard” i „I’m A Daemond” znów dużo jest tych instrumentów strunowych, efektów, nastrojowej gry na klawiszach, co zupełnie nie przeszkadza, żeby zaraz ruszyć śmiało z melodią, a potem przywalić niesamowitym blackowym huraganem, w towarzystwie charczących zwierzęco wokali. "My Red, Red Moon (Emma O)" cały jest za to bardziej rockowy, z nieco awangardowym graniem i pojawia sie w nim nawet całkiem czysty śpiew, a w ostatnim "Monuments Of It's Own Magnificence" powraca doomowa atmosfera znana z "Parade Into Centuries". Płyta jest wyjątkowo różnorodna, intrygująca i taka bezkompromisowa, idąca odważnie w różnych kierunkach. Można przy niej uruchomić wyobraźnię, można się w nią nieźle wczuć, jak i parę razy nieźle zdziwić. Na pewno za to nie można się nudzić.
Wujas
1. Aye Azure 4:51
2. Armada 4:46
3. Ishtar (Celebrate Your Beauty) 7:55
Voice [Eastern Voices], Sounds [Animal Sounds] – George Aspiotis, C. Parisis
4. The Vineyard 5:50
5. I'm A Daemond 7:39
6. Iris (And The Burning Aureole) 4:58
Music By – Mike Galiatsos
7. My Red, Red Moon (Emma O) 5:05
8. Monuments Of Its Own Magnificence 7:09
Music By, Guitar [Solo] – Christian Adamou
Bonus Tracks:
9. Eroding
10. Ardour Was I
11. Until The Day God Helps Us All
12. Thor
Drums, Percussion, Arranged By [Drums] – Costas Savidis
Guitar – Chris Adamou*, Mike Galiatsos
Guitar, Bass, Vocals, Arranged By [Keyboards And Samples], Artwork [Emblems], Producer, Lyrics By – Efthimis Karadimas
Keyboards, Arranged By [Keyboards And Samples] – George Aspiotis
https://www.youtube.com/watch?v=fWngyWI9ork
INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
START WIECZOREM...
|