...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Juggernaut to zespół, który znać należy, ba, trzeba, jeśli mieni się człowiek fanem thrashu. W ramach cyklu „thrash z trashu" zapraszam więc do recenzji drugiego i, niestety ostatniego, wydawnictwa tej amerykańskiej formacji – płyty zatytułowanej Trouble Within. Do Juggernauta stosunek mam niemal nabożny, czemu nie ma się co dziwić, wszak techniczny thrash to to, co Tygryski lubią najbardziej, a Juggernaut nie dość, że jest jednym z pionierów gatunku, to w dodatku serwuje muzykę z najwyższej półki. Jednak co Jarzombek, to Jarzombek i nieważne czy gitarzysta czy bębniarz. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że gdyby nie Bobby, to by był i tyle, ale obecność Jarzombków w najpierwszych z pierwszych tech thrashowych kapel uważam za wielce wymowną. Przy czym o ile Watchtower poszedł w stronę technicznej extremy, Juggernaut zadowolił się średnim poziomem trudności (czym i tak dystansuje zdecydowaną większość współczesnych technicznych kapel), pozwolił sobie na dość swawolne melodie (czasami nieco nawet kiczowate), heavy-powerowe wokale, sympatycznie infantylne teksty (w sam raz jednak pasujące do lat 80tych) i ogólnie pojętą przebojowość. Poszedł (czy może raczej wytyczył) tą ścieżką, którą niedługo później obrały takie tuzy jak Toxik, Realm i Heathen, czyli technika – tak, ale nie kosztem łatwej przyswajalności i lekkostrawności. Dlatego zespołów Jarzombków słucha się zasadniczo odmiennie: Watchtower wymaga zaangażowania, Juggernaut zaś wchodzi lekko, łatwo i przyjemnie. Pewnego przyzwyczajenia wymaga brzmienie gitar, które jest stosunkowo wysokie, trzeszczące i mające wszelkie cechy, choć tylko na pozór, amatorskiego. Zabieg jednak doskonale pasuje do granej przez Teksańczyków muzyki, nadaje jej niepowtarzalnego charakteru i stanowi kontrę dla bardzo wyraźnego, przyjemnie bulgoczącego basu. Pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu taka jegoż autonomia, dla mnie jednak takie, jakże jazzowe, podejście jest warunkiem koniecznym w przypadku technicznych kapel. Na dowód, że wszystko się ładnie dopina proponuję „Stellae Rubeae” – kapitalny, czerpiący z neoklasyki instrumental. A na dowód, że „kiedyś to było lepiej” proponuję ukryty funkowo-rapowy kawałek zamykający album, kawałek pokazujący, że nie ma nic ważniejszego niż dystans do siebie i własnej twórczości. Kawałek ten dedykuje wszystkim ultrasom, true metalom i pozostałym prawdziwkom.
deaf
1. Without Warning
2. Vengeance
3. Russian Roulette
4. The Calm Before...
5. The Swarm
6. Trouble Within
7. Weeping In Fire
8. Onslaught Of The Hordes
9. The Pirate's Blade
10. Stellear Rubeae
Recorded at various places deep in the heart of Texas June, 1987.
Bonus Tracks:
11. All That You Give
12. From My Eyes
13. Pain
New Songs 2019:
14. Wake Island
15. No Prisoners
Bass, Vocals – Scott Womack
Drums, Cymbal – Bobby Jarzombek
Guitar – Eddie Katilius
Vocals – Steve Cooper
https://www.youtube.com/watch?v=V2qjMHbTKhY
INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
START WIECZOREM...
|