...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Kanada, państwo kojarzące się wielu osobom z syropem klonowym, hokejem jako sport narodowy czy stereotypowym wyobrażeniem brodatego drwala w kraciastej koszuli.
Trudniej będzie to przełożyć na scenę metalową. Może nie jest tak wylewni jak ich południowi sąsiedzi, niemniej zawdzięczamy im dużo w stylu kryjącym się pod terminem technnical death. W tym dość gatunku ten kraj posiada wielu znaczących wykonawców takich jak: Cryptopsy, Gorguts, Martyr, Quo Vadis czy dosyć młode Beyond Creation to w ostatnich latach pozostawili fanów skomplikowanego brzmienia praktycznie z niczym. W pierwszy dzień jesieni miało szansę zmienić się za sprawą zespołu Archspire i ich płyty „Relentless Mutation”. Czy ich nowa twórczość spod wydawnictwa „Season of Mist” przynosi godne uwagi słuchowisko?
Do tej pory ekipa z Vancouver wydała dwie płyty.
Ich jakość w moim odczuciu budzi dosyć mieszane odczucia pod względem muzycznego rzemiosła. W tym wszystkim wychodziło duże parcie na chwalenie się możliwościami, a te co bądź są niemałe. Archspire to jedna z tych kapel która nie idzie na kompromisy w celu uzyskania jak największego poletka do artystycznej ekspresji. Trzeba przyznać, iż warsztat złożony z 6-strunowego basu oraz dwóch gitar, odpowiednio 7 i 8-strunowym to ekstremum jeśli chodzi o strukturę zespołu, nawet jak na scenę metalową. Mogłoby się wydawać, że tak maniakalne podejście w celu uzyskania odpowiedniego brzmienia to przerost formy nad treścią, lecz przy skonfrontowaniu się tego z pomysłem na trzecią płytę… całość brzmi wręcz zjawiskowo.
„Relentless Mutation” to 30 minut materiału podzielonego na 7 utworów, w którym usłyszymy wyważone połączenie najlepszych elementów blisko 30-letniego gatunku w autorskim wykonaniu. Znajdziemy tutaj agresywne amerykańskie granie oparte o skomplikowane formy. Co do samych gitar to te prezentują szerokie tonalnie riffy, zahaczające o inspiracje z muzyki klasycznej. Tutaj przychodzi silne skojarzenie z twórczością niemieckiego Necrophagist.
Dzięki zastosowaniu dodatkowych strun, dźwięk instrumentów zyskał na pełności i wzbogacił się na emocjonalnej ekspresji, a ich partie w sposób udany balansują pomiędzy abstrakcyjną wirtuozerią a logiką w kompozycji. Ten element nie odbyłby się bez dobrze przygotowanej warstwy rytmicznej, a ta to wysoki poziom realizatorski.
Perkusja posiada wszystko czego potrzeba – precyzyjność, donośność oraz skrajny brak monotonii.
Możliwości instrumentu są wyżyłowane do granic możliwości poprzez przeplatanie szybkiego, marszowego werbla i stosowaniu bogatej liczby ozdobników. Przy tym charakterystycznym szybkim tempie stanowi to najwyższy poziom umiejętności. Bas w tym wszystkim nie stanowi zwykłej podpórki do tła. Jego partie dokładają potrzebne trzy grosze to stosownego wyrysowania agresywności brzmienia co tylko potęguje odbiór. Całość nie obeszłaby się bez stosownego wokalu. Ten aspekt był moją największą bolączką w kontekście poznawania poprzednich krążków, lecz nowe wydanie wyzbyło mnie z tego uczucia. W dalszym ciągu jest różnorodnie co do stosowania formy, lecz ekspresja nie jest już tak przesadnie obfita. Wraz z lepszym dobraniem stylu do kontekstu zdaje się to być remedium na znany mi problem. W tegorocznym materiale wokal wyjawia nowy znak rozpoznawczy – flow w udany sposób trafia swym dynamizmem w rytmikę. Ta cecha jest do pozazdroszczenia przez niejednego rapera, a zważając na fakt różnorodności wokalnej ekspresji to zdecydowanie jest czego.
Całość choć zdawałoby się biec ślepo przed siebie, lecz w potrzebnych momentach zostały wplecione wolniejsze partie. Dzięki takiemu zabiegowi nie ma uczucia przesytu treścią. Możemy mówić o udanym rozkładzie emocjonalnym, a efektem tego jest brak zmęczenia nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu. Trudno tutaj o nudę, choć materiał dosyć gęsty w poznawaniu to potrafi wzbudzić ciekawość w słuchaczu. Każdy kolejny odbiór jest tak samo detaliczny, zarazem niekrępująco przyjemny w odbiorze. „Nieprzesadzistość” – zdaje się być to najlepsze określenie dla tej płyty.
„Relentless Mutation” to nie jest krążek wad.
Gatunkowi puryści mogą przyczepić się do trywialnych inspiracji z metalcore’u. Różnorodność może okazać się być gwoździem do trumny. Jest to materiał który ma szansę trafić do wielu osób a ostatecznie każdego zostawić z niedosytem. Brzmi to prozaicznie, lecz jest to wystarczający powód aby samemu zapoznać się z produkcją. Płyta pokazuje nowy kierunek na grania techdeathu poprzez porzucenie przesadnej formy i pójście w melodyjną rytmikę. Osobiście jestem na tak, ten niepozorny wytwór wdał się do mojego umysłu i dzień w dzień zaspokaja mnie swoim wykonaniem… czego można chcieć więcej?
Hubert Onisk
Mało który zespół posiada tak ogromne umiejętności techniczne, co kanadyjski Archspire. Pierwszego krążka jeszcze nie zaliczyłbym do grona tych najbardziej skomplikowanych, ale już drugi The Lucid Collective jak najbardziej godzien jest postawienia obok Rings of Saturn czy The Faceless. Teraz chłopaki atakują trzecim pełnograjem. Nie jestem wyrocznią, jeżeli chodzi o techdeath i pochodne rzeczonego gatunku, ale wydaje mi się, że dzięki Relentless Mutation Archspire zyskali laur najbardziej technicznego zespołu świata.
Przez siedem numerów i pół godziny będziesz ustawicznie zalewany huraganem dźwięków, lawiną sylab i tsunami uderzeń perkusyjnych. Prawdopodobnie wytrzeszczysz gały w podziwie, i nawet gdybyś dwukrotnie spowolnił najłatwiejszy numer, to i tak szybciej Korwin do sejmu wejdzie, niż ty się nauczysz go grać. Pod względem technicznym mamy do czynienia z autentycznym mesjaszem. A to bardzo często sprawia, że sama kompozycja numerów jest, nie oszukujmy się, kulawa. Przerost wirtuozyjnej masturbacji nad chwytliwymi motywami godzi w ogromny procent płyt, Lucid Collective też tak zresztą miała. Tym bardziej jestem pełen podziwu. Nie mogę powiedzieć, że wad i elementów ni z dupy, ni z krzaka nie ma. Niemniej jest ich na tyle niewiele, a cała reszta zgrywa się na tyle dobrze, że szybko o nowym Archspire nie zapomnę.
Nie do końca nawet wiem, jak wam te numery OPISać. Każdy z nich bardzo dobrze oddaje tytuł płyty: to nieubłagana mutacja. Kontrolowana na szczęście, nowotworu tu nie uświadczycie. Motywy zmieniają się często, ewoluują, czasem wracają, niekiedy w tej samej, niekiedy zmienionej formie. Bardzo podoba mi się fakt, że typową, nieustającą biegunkę po strunach urozmaicono elementami bujającymi, wolniejszymi, spokojniejszymi. Wyszło to płycie na dobre, zmieniając nudne i wymuszone udowadnianie spod znaku „ajwaj, jacy my utalentowani” na materiał zaplanowany, przemyślany i autentyczny. Takie motywy znajdują się między innymi na Involuntary Doppelgänger (riff otwierający i solówki wymiatają!), Human Murmuration (te pościgi, te breakdowny, ten wokal!) czy też Calamus Will Animate (druga solówka, w której prym wiedzie feeling, choć prędkość oczywiście też jest). Mamy też na przykład zwolnienie na The Mimic Well, trafione, ładne, rzekłbym nawet, że postne. Ale, jak już napisałem, nie obyło się bez potknięć. Tytułowy Relentless Mutation także zaatakuje nas spokojniejszą częścią, którą całkiem rujnuje perkusista. Pseudoslamowy fragment niewiele później też nie jest najwyższych lotów. The Mimic Well posiada kilka zupełnie zbędnych pauz (chodzi mi o pierwszą część numeru, mniej więcej około 1:10), a i Involuntary Doppelgänger zaatakuje niespodziewanie dwoma sekundami skoncentrowanego (szkoda tylko, że nie tam, gdzie trzeba) chaosu. Ogólnie jednak poziom kompozycji stoi bardzo wysoko.
Co to za techdeath bez wyśrubowanej produkcji? Na pewno nie Archspire. Relentless Mutation jest jeszcze lepiej nagrane i wyprodukowane niż poprzedniczki. Wszystko tu leży i brzmi dokładnie tak, jak powinno: ostro, ale czytelnie. Każdy element się zgrywa z resztą, podczas odsłuchów nie miałem problemów z wyłapywaniem obu ścieżek gitar, czy też basu. Perkusista osiąga nowy poziom prędkości, szybszy jest chyba tylko Aaron Kitcher z Infant Annihilator (choć Spencer gra dużo bardziej złożone partie). A wokalista… cóż, gdyby wciągnąć w metal Busta Rhymesa, i tak byłby wolniejszy niż Oli. Aha, jedna uwaga: o ile nie masz audiofilskiego sprzętu grającego, słuchaj tej płyty na słuchawkach. Inaczej większości smaczków po prostu nie znajdziesz. Co też stawia pod znakiem zapytania słuchanie Archspire na żywo, ale i tak chciałbym tego doświadczyć.
Od pierwszego odsłuchu zbieram szczękę z podłogi. Relentless Mutation to jedna z najlepszych płyt technicznego death metalu, jakie powstały. Bardzo ją lubię nawet pomimo sceptycznego nastawienia do tego gatunku jako całości. Następny krążek ma bardzo duże szanse na dyszkę. Tu jest jeszcze kilka nietrafionych pomysłów i niedociągnięć, niemniej i tak bardzo polecam.
Kapitan Bajeczny
1. Involuntary Doppelgänger 3:46
2. Human Murmuration 4:12
3. Remote Tumour Seeker 4:01
4. Relentless Mutation 4:34
5. The Mimic Well 4:04
6. Calamus Will Animate 3:50
7. A Dark Horizontal 6:10
Bass - Jared Smith
Drums - Spencer Prewett
Guitar - Dean Lamb, Tobi Morelli
Vocals - Oliver Rae Aleron
https://www.youtube.com/watch?v=a69f74O8UCY
INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
START WIECZOREM...
|