...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Gdzieś w zakamarkach pamięci obija mi się myśl o tym, jak to Pan Zygmunt jakiś czas po premierze "Modelu 01" odgrażał się, że kończy temat T.Love i będzie żył z tantiem. Płyta z 2001 roku była dowodem na to, że zespół stoi przed decyzją obrania jakiegoś nowego kierunku w swojej muzycznej historii. Decyzja ta została odłożona na pięć lat. Z perspektywy czasu oceniam, że może dobrze się stało, że przez pół dekady grupa widoczna była jedynie odgrywając chałtury, wydając koncertówki i robiąc sobie obciach ścieżką dźwiękową do pewnego filmu (po realizacji której wielu widziało już ostateczny koniec zespołu). Oto jednak nadszedł marzec roku 2006 i band wokalisty znanego niegdyś jako Słońce Żoliborza powraca z nowym materiałem. Od kilku tygodni mamy więc możliwość przypomnieć sobie jak wyglądają okulary i T.Shirty Muńka. Pan Staszczyk, niebezpiecznie zbliżający się do statusu gwiazdy rodzimej estrady, obecny jest w wielu mediach, począwszy od wywiadów w studenckich gazetkach a skończywszy na wejściu live w niedzielne popołudnie na antenie telewizji publicznej. Charakterystyczna postać lidera T.Love w charakterystycznym wdzianku promuje...
I tu włącza się ostrzegawcze światełko. Dlaczego zespół decyduje się na nieco inną formę reklamowania nowego dzieła? Czy to tylko wymóg praw rynku? T.Love zawsze trafiali z singlami, które były zajeżdżane przez stacje radiowe. Chwytliwe utwory z małych płyt były magnesem przyciągającym uwagę nawet przeciętnego użytkownika fal ultrakrótkich. W ten sposób jak mniemam grupa windowała sprzedaż albumów do całkiem przyzwoitego poziomu. Wyjątek w tym temacie w nieodległej historii zespołu stanowił jedynie "Antyidol". Przy najnowszej propozycji Pan Staszczyk z kolegami decydują się na zaskakujące działania. "I Hate Rock 'N' Roll" promuje piosenka zdecydowanie odstająca stylistycznie od reszty utworów. Gdyby nie wokal, można by nie rozpoznać, że jest sygnowana nazwą T.Love. "Gnijący świat" nie jest także bardziej "radio-friendly" od kilku innych pozycji. Jakość singla i spory lans grupy mogą sugerować, że bez wsparcia album nie przyniesie spodziewanych dochodów. A może entuzjazm jest w pełni uzasadniony i mamy do czynienia z dziełem epokowym dla zmyły pilotowanym przez "nie taką" piosenkę? Jak zwykle w takich wypadkach prawda leży pośrodku. Źle nie jest, ale do oceny dobrej trochę brakuje.
Na płycie brak jest szlagieru, który byłby pamiętany na długo od daty premiery sklepowej - hitu chociażby na miarę "Ajrisz". Przy całej sympatii dla albumów zespołu, T.Love zawsze byli rozpoznawani po przebojach. "I Hate Rock 'N' Roll" posiada co prawda jeden charakterystyczny moment w postaci "Mr. President", ale świetne, szydercze liryki i zaśpiewy z tła nie idą w parze z melodią, która sprawia wrażenie doczepionej na siłę. W innych utworach tekstowo jest raczej przeciętnie. Może z wyjątkiem "Deadstar", ironicznego spojrzenia na śmierć dzisiejszego rockandrollowca i zabawnego "Czarnucha", który dzięki solówce będzie zapewne dobrze wychodził na żywo. W innych kawałkach Muniek przybiera pozę obserwatora rzeczywistości, kontestatora zza pióra. I tak w "Sex-Komp-Tv (2.IV.2005)" odnajdujemy nawiązania do zeszłorocznych masowych wyznań wiary rodaków, w "Dlatego" Staszczyk porusza tematykę odwiecznego konfliktu pokoleń, a rozważania nad tak zwaną sytuacją ogólną znajdziemy w "Jazz Nad Wisłą".
Muzycznie utwory można podzielić według następującego klucza: rockowe piosenki oparte o szybkie gitarowe riffy, w składzie: z numerem jeden "Love and Hate", z numerem dwa "Czarnuch", z numerem trzy "Foto", z numerem sześć "Sex-Komp-Tv (2.IV.2005)", z numerem siedem "Dlatego". Peleton ten tworzy pierwszą część albumu. Monotonię dość podobnych pomysłów przerywają momenty o średnim tempie: wspomniany "Deadstar", "Make War Not Love" wykonany przy wsparciu chóru gospel oraz mdławy "Ścierwo" (na plus tylko harmonijka ustna).Część druga to znane już z wcześniejszych dokonań inspiracje karaibskie. Raz bardziej udane, jak mocno trącący ska "Forever Punk", raz mniej, jak "Tylko Miłość". Gdyby Muniek nie był w nim tekstowo "udupiony", mógłby sprzedać kawałek na podkład do polskiej telenoweli. Koniec albumu zaskakuje... in minus, niestety. "Niepokojący dreszcz, niepokojący sitar" to jednak patent chybiony.
"I Hate Rock 'N' Roll" to album przeciętny. Przeciętny oczywiście jak na możliwości T.Love. Punktu odniesienia do twórczości grupy na rodzimej scenie przecież nie znajdziemy. Obawiam się, że zespół zadowolił się rolą uznanej gwiazdy w Rzeczpospolitej, która nie musi się specjalnie wysilać, a i tak ich marka zostanie doceniona. Wystarczy nagrać w większości poprawnych pięćdziesiątkilka minut i szlus. Zatem najnowsze dzieło Pana Zygmunta pozostanie kojarzone zapewne tylko z "Mr. President", w dostateczny (czyt. nie będzie procesu) sposób nie spersonalizowanym szyderstwem z pożeracza serków heterogenizowanych.
Witek Wierzchowski
Grupa Muńka Staszczyka dzięki tej płycie odzyska drugą młodość. Trafiające w sedno teksty (refleksyjno-pesymistyczne, bo też tak nastraja Muńka ten polski bajzel) wyśpiewane w takt radosnej pop-punk-rockowej muzyki przynoszą przebojowe piosenki.
15 album w dyskografii T.Love to zastrzyk solidnej rock’n’rollowej energii. Ten dziki entuzjazm w warstwie muzycznej, nieustanne wycieczki w stronę garażowego brzmienia, rytmów ska i reggae skonfrontowane są tutaj z gorzkimi przemyśleniami lidera i tekściarza grupy. Ten mocny kontrapunkt słowno-muzyczny to wielka siła tego albumu. Staje się on przez to młodzieńczy i dojrzały zarazem. I jest to w dużej mierze autorski album Muńka, jak sam stwierdził w jednym z wywiadów: „Chociaż jest to płyta piętnasta, to bardziej niż za poprzednie jestem odpowiedzialny. Dźwigam na barkach całokształt, bo byłem producentem i decydowałem o sprawach muzycznych. Ta płyta jest mi bliska - gdybym kiedykolwiek nagrywał solową płytę, to chyba by tak wyglądała.”
To, co świadczy o powrocie T.Love do formy, to wielka chwytliwość tych piętnastu piosenek, ale jest ona nienachalna, daleka od formy głupawy (jak na płycie „Chłopaki nie płaczą”, 1997) czy soft popowego grania („Model 01”, 2001), bliższa stylistycznie jest takim płytom grupy, jak „Prymityw” czy „Antyidol”. Dodatkowo „I Hate Rock’n’Roll” to płyta karmiona współczesnością. Oddaje ducha czasów, ale równocześnie pozostaje uniwersalna.
„I Hate Rock’n’Roll” to krążek wybitnie zamyślony. Muniek potrafi w dwóch wersjach świetnie spuentować dzisiejszą polską rzeczywistość młodych ludzi – „znów dziś myślałem o generacji, to jest melodia mojej generacji” („Jazz nad Wisłą”). Jak sam twierdzi, jest to pozytywny smutek. Antidotum na to jest odwiecznie to samo i świetnie jest to sportretowane w końcówce albumu („Tylko miłość”, „Dreszcze”). Ten album nie jest absolutnie rewolucyjny, i nie o to chodzi. T.Love sięga do swych surowych korzeni i dodaje do tego nabytą z biegiem lat życiową mądrość i doświadczenie. Rock’n’rollowy gitarowy kop ze świetnymi tekstami.
Adrian Chorębała
1. Love & Hate
2. Czarnuch
3. Foto
4. Make War Not Love
5. Deadstar
6. Sex - Komp - TV
7. Dlatego
8. Ścierwo
9. Gnijący Świat
10. Jazz Nad Wisłą
11. Mr. President
12. Forever Punk
13. Pracuj Albo Głoduj
14. Tylko Miłość
15. Dreszcz
Bonusy (Demo):
16. Variatenhaus
17. Sieroszewskiego
18. The Best
19. Ścierwo II
20. Clashsong
21. Ginący Świat
Muniek Staszczyk - śpiew
Jacek Perkowski - gitara
Maciej Majchrzak - gitara
Paweł Nazimek - gitara basowa
Michał Marecki - instrumenty klawiszowe
Jarosław Polak - perkusja
Gościnnie:
Wojciech Waglewski - gitara
Jan Pęczak - gitara, przeszkadzajki
Tomasz 'Ragaboy' Osiecki - sitar
https://www.youtube.com/watch?v=pnhaWnnUGrU
INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
START WIECZOREM...
|