Ex-torrenty.org
Muzyka / Rock
TWENTY SIXTY SIX AND THEN - REFLECTION ON THE FUTURE (1972/2015) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2022-05-16 12:08:03
Rozmiar: 535.79 MB
Ostat. aktualizacja:
2022-05-16 12:06:22
Seedów: 2
Peerów: 4


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Przez wiele lat byłem przekonany, że nie nagrano na świecie płyty rockowej, która w moim prywatnym rankingu najlepszych albumów wszech czasów wbiłaby się pomiędzy pierwsze cztery krążki Led Zeppelin. A jednak! Gdy w połowie ubiegłej dekady usłyszałem płytę „Reflections” niemieckiej grupy 2066 (Twenty Sixty Six) & Then, najnormalniej w świecie oniemiałem. I po dziś dzień nie mogę wyjść z podziwu.

Gdy w połowie lat 80. ubiegłego wieku jako dorastający nastolatek zacząłem penetrować światek krautrocka, przeciętnemu słuchaczowi niemiecka muzyka mogła kojarzyć się przede wszystkim z takimi wykonawcami, jak Modern Talking, The Twins, C. C. Catch, Fancy czy Sandra. Chlubnym wyjątkiem był zespół Scorpions, ale akurat właśnie w tamtym czasie Klaus Meine i jego koledzy zaczęli przeżywać spory spadek formy, który nie opuszczał ich przez następne dwie dekady. Jakież było więc moje zdumienie, gdy nagle otworzył się przede mną fascynujący świat Fausta, Embryo, Can, Guru Guru, Kin Ping Meh, Jane czy Amon Düül I i II. Kiedy kilka lat później byłem przekonany, że nic już nie jest mnie w stanie zaskoczyć, trafiłem w sklepie na płytę, która zwróciła moją uwagę fascynującą okładką. Widniał na niej fantazyjnie kolorowy, psychodeliczny portret starca w otoczeniu przedziwnych stworzeń i roślin. Nazwa zespołu – Twenty Sixty Six And Then (choć dopuszczalna jest również pisownia skrócona: 2066 & Then1)) – nie mówiła mi nic. Gdy jednak posłuchałem fragmentów płyty, poczułem, jak nogi zaczynają się pode mną uginać. To było to, co od czasów pierwszej randki z krautrockiem uwielbiałem ponad wszystko! Progresywna psychodelia z elementami hard rocka i bluesa, okraszona niezwykle niskim, zachrypniętym wokalem i często wybijającymi się na pierwszy plan organami Hammonda. Czegóż mogłem chcieć więcej? Od tamtej pory minęło już ponad dziesięć lat, a album „Reflections” (będący zremasterowaną i uzupełnioną o kilka bonusów wersją „Reflections on the Future”) wciąż pozostaje najczęściej i najchętniej słuchaną przeze mnie płytą rockową.
Trochę może to dziwić, biorąc pod uwagę, że wszystkie powyższe – i poniższe zresztą także – peany dotyczą kapeli, która istniała zaledwie przez kilkanaście miesięcy i pozostawiła po sobie tylko jedną płytę długogrającą i jednego singla. Zespół powstał wiosną 1971 roku, a w jego skład weszli: gitarzysta Gagey Mrozeck, basista Dieter Bauer, perkusista Konstantin Bommarius oraz dwóch klawiszowców – sięgających jednak równie chętnie po wibrafon czy mellotron – Steve Robinson (który naprawdę nazywał się Rainer Geyer) i Veit Marvos; wokalistą został natomiast pochodzący z Wysp Brytyjskich Geff Harrison. Wcześniej panowie niczym nie zasłynęli, dla większości z nich nagrywanie debiutanckiej – i, jak się wkrótce okazało, jedynej – płyty 2066 & Then było pierwszym tego typu doświadczeniem. Mieli jednak ogromne szczęście, ponieważ producentem albumu został Dieter Dierks – wtedy dopiero rozpoczynający karierę w branży muzycznej, później człowiek-legenda, znany między innymi jako wieloletni współpracownik Scorpionsów. Dieter był – co podkreślało wielu współpracujących z nim artystów – nie tylko realizatorem dźwięku. Bardzo często stawał się wręcz kolejnym członkiem zespołu, co zresztą nie przysparzało mu specjalnie kłopotów, gdyż był przy okazji całkiem zdolnym muzykiem.
Album „Reflections on the Future” powstał jesienią 1971 roku. Materiał w całości zrealizowany został w domowym studiu Dierksa w jego rodzinnej miejscowości Stommeln nieopodal Kolonii. Prawdopodobnie miało to miejsce podczas trzeciej wspólnej sesji. Podczas pierwszego spotkania, do którego doszło kilka miesięcy wcześniej (5 maja 1971), zespół nagrał bowiem tylko trzy utwory – pierwotną, ponad dziewięciominutową wersję „At My Home” (cztery minuty dłuższą od tej, która ostatecznie trafiła na płytę) oraz „Winter” i „I Saw the World” (które na razie powędrowały na półkę). Wszystkie zostały wydane dopiero dwadzieścia lat później, kiedy to niemiecka wytwórnia Second Battle – specjalizująca się w odkurzaniu zapomnianych staroci – opublikowała kolekcjonerski winyl zatytułowany „Reflections on the Past”. Po raz drugi panowie z 2066 & Then zawitali do Stommeln 23 czerwca i wówczas zarejestrowali drugą, niespełna ośmiominutową wersję „At My Home” (krótszą od pierwotnej o półtorej minuty, ale wciąż jeszcze dłuższą od oficjalnej, czyli płytowej, o prawie trzy minuty), jedenastominutowy kawałek „The Way That I Feel Today” (który na płycie znalazł się zaledwie we fragmencie jako „How Do You Feel”) oraz trzynastominutowy „Spring”. Wszystkie ponownie wylądowały w archiwum i świat poznał je dopiero w 1989 roku, kiedy Second Battle wydało kompakt pt. „Reflections”, stanowiący wybór nagrań znanych z debiutanckiego albumu i wcześniej niepublikowanych (trafiły one zresztą również dwa lata później na wspomniany już winyl „Reflections on the Past”).
Po kilku kolejnych miesiącach – jesienią 1971 roku – dojdzie do trzeciej sesji, podczas której zostanie wreszcie nagrany materiał na debiutancki krążek. Wtedy też powstanie trzecia i zarazem najkrótsza, trwająca nieco ponad pięć minut wersja „At My Home”, przykrojone do długości akceptowalnej przez rozgłośnie radiowe „How Do You Feel” oraz trzy rozbudowane utwory: „Autumn”2), „Butterking” i szesnastominutowy tytułowy „Reflections on the Future”. Trzy ostatnie zostały przypomniane na „Reflections” (1989), natomiast dla żadnego z nich nie znalazło się miejsce na „Reflections on the Past” (1991). Do spotkania zespołu z Dieterem Dierksem doszło jeszcze tylko raz – w marcu 1972 roku – kiedy to z myślą o singlu nagrano dwa krótkie, ale za to bardzo przebojowe (jak na ówczesne standardy) utwory: „I Wanna Stay” oraz dosłownie powalający na kolana „Time Can′t Take It Away”. Niestety, latem tego samego roku zespół przestał istnieć, natomiast płyta – której nie miał już kto promować – przepadła w rankingach i na wiele lat świat o niej zapomniał. I kto wie, czy nie pozostałaby na zawsze w mroku dziejów, gdyby nie „archeolodzy” z Second Battle. Którykolwiek z nich wpadł na pomysł odszukania w archiwach nagrań 2066 & Then, należą mu się pokłony i dozgonna wdzięczność fanów progrocka lat 70. Tym bardziej że po dziś dzień „Reflections” jest jedyną dostępną na kompakcie płytą Geffa Harrisona i jego niemieckich towarzyszy.
Twórczość kapel takich jak 2066 & Then określa się dzisiaj najczęściej mianem heavy progressive, którego wówczas, na początku lat 70. XX wieku, jeszcze powszechnie nie używano. Wskazuje się w ten sposób na główne inspiracje muzyków: hard rock (spod znaku Deep Purple i Black Sabbath), blues (z okolic The Cream czy też Bluesbreakers Johna Mayalla), w końcu rock progresywny (który nieco wcześniej został zdefiniowany przez King Crimson, Yes bądź Genesis) oraz psychodelię (w stylu wczesnych Pink Floyd i Renaissance3)). Cóż można ugotować w takim kotle? Jak się okazuje – muzykę bogatą w brzmienia, wyrafinowaną i po dziś dzień, mimo prawie czterdziestu lat, które minęły od jej powstania, niezwykle świeżą i porywającą. Niemieckiej kapeli (z Brytyjczykiem na wokalu) z powodzeniem bowiem udało się połączyć elementy, które na pozór zupełnie do siebie nie przystają. Muzyka 2066 & Then połączyła hardrockową motorykę z wirtuozerią i typowymi dla progrocka rozbudowanymi formami oraz psychodelicznym brudem i chropowatością. Na tle innych kapel tego okresu wyróżniało Niemców jeszcze jedno – obecność aż dwóch klawiszowców (w Anglii przed nimi praktykowali to chyba jedynie panowie z Rare Bird, po nich natomiast m.in. Greenslade). Co zresztą świetnie się sprawdziło. Miało też jednak swoją cenę, ponieważ w ten sposób na nieco dalszy plan zepchnięta została gitara solowa (pOPISy Mrozecka takie jak w „Autumn” zdecydowanie należą do rzadkości), często za to możemy sycić zmysł słuchu solówkami granymi na organach Hammonda (Robinson i Marvos na pewno nie mogą narzekać na brak pracy). A zdarzają się nawet – jak we wstępie do wspomnianego już „Autumn” – ekscytujące „dialogi” gitarzysty z klawiszowcem.
Album „Reflections” otwiera ośmiominutowa wersja „At My Home” (oryginalna płyta „Reflections on the Future” z 1972 roku również zaczyna się od tego utworu, ale w wersji krótszej o parę minut). I trudno byłoby chyba o numer, który lepiej definiowałby styl 2066 & Then. To prawdziwie hardrockowe otwarcie, z rozpędzoną sekcją rytmiczną (Bommarius udowadnia, że pobierał lekcje u najlepszych, chociażby Billa Warda i Johna Bonhama), solówką na organach i cudownie kontrastującą partią fletu, na którym gościnnie zagrał Wolfgang Schönbrot. Przywołany już wcześniej utwór numer 2, czyli „Autumn”, to w zasadzie dziewięciominutowa minisuita. Dzieje się tu tyle, że wykorzystanymi pomysłami można by obdarować kilka zespołów. Po gitarowo-organowym wstępie numer stopniowo nabiera rozpędu i dynamiki; ten hardrockowy klimat zostaje jednak dwukrotnie przełamany – po raz pierwszy skoczną jazzowo-rockową gitarą (z wokalizą Harrisona w tle), po raz drugi natomiast oniryczno-balladowym fragmentem, w którym wokaliście towarzyszy ledwo słyszalny z oddali flet. Wszystko kończy się natomiast organowym pasażem i majestatycznym chórkiem, które przywodzą na myśl najbardziej patetyczne fragmenty Niemenowskiego „Bema pamięci żałobnego rapsodu”. Swoją drogą ciekawe, czy muzycy 2066 & Then słyszeli wydany rok wcześniej w Polsce album „Enigmatic” 4)…

Trzeci z kolei „Butterking” zaczyna się jak spowolniony do granic możliwości rock and roll z lat 50. Po chwili jednak górę bierze typowo bluesowa rytmika. Utwór rozkręca się zresztą z każdą sekundą i co rusz zmienia się jego nastrój – raz mamy psychodeliczną balladę, to znów odjechany walczyk, wreszcie Sabbathowski riff z wokalem w stylu Ozzy′ego Osbourne′a. Tyle że głos Harrisona – i to jego niepowtarzalne chrypiące wibrato – ma tę głębię, której Ozzy′emu zawsze brakowało. Potrafi być niezwykle przejmujący, do tego stopnia, że aż ciarki przebiegają po plecach. Najlepiej słychać to jednak w stanowiącym opus magnum zespołu piętnastominutowym „Reflections on the Future”. Utwór ten momentami dosłownie wgniata w ziemię. Mrozeck gra swoją najlepszą solówkę na gitarze, a Bommarius wali w bębny ze wściekłością równą Bonhamowi w Zeppelinowym „Black Dog”. Swoje pięć minut mają również klawiszowcy, którzy – prócz tradycyjnie wykorzystywanych Hammondów i Mooga – umiejętnie budują klimat dodatkowymi wstawkami mellotronu i klawesynu. Nie brakuje też w końcówce narkotyczno-psychodelicznych wizji, od których roiło się na nagranym dwa lata wcześniej debiucie Tangerine Dream – „Electronic Meditation"… Piątym kawałkiem jest „The Way That I Feel Today” – pierwszy, którego nie znamy z oryginalnego wydania „Reflections on the Future”. A raczej który znamy w zupełnie innej, znacznie krótszej, niemalże piosenkowej wersji. I pod innym tytułem – „How Do You Feel”. Wersja pełnometrażowa (mająca ponad jedenaście minut) zachwyca zwłaszcza częścią instrumentalną – fortepianowym wstępem w stylu jazzowo-rockowego Chicka Corei i rozszalałą partią fletu w dalszej części. Swoje trzy grosze dorzuca tu także gitarzysta, który ponownie musi toczyć zaciekły bój o palmę pierwszeństwa z organistą.
„Spring” – utwór numer 6 – nie był wcześniej publikowany. Nagrany został podczas drugiej (czerwcowej) sesji zespołu w studiu Dietera Dierksa. Dlaczego trafił do archiwum – nie sposób zrozumieć. Jedyne rozsądne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy, to z jednej strony brak miejsca na debiutanckiej płycie, z drugiej – obawa wydawcy przed publikowaniem dwupłytowego albumu grupy nikomu jeszcze wówczas nieznanej. Być może muzycy planowali wykorzystać utwór na następnym krążku. Tyle że przed jego wydaniem zespół przestał istnieć. „Spring” jest w całości instrumentalny i taki chyba właśnie miał być. Faktura utworu jest bowiem tak gęsta, że niezwykle trudno byłoby zmieścić w nim wokal. Pomijając czysto hardrockową dynamikę, ten numer to kolejna okazja dla solowych pOPISów Robinsona i Marvosa. Może nie wznoszą się oni na wyżyny wirtuozerii, ale krzeszą tyle ognia, że spokojnie starczyłoby go na ogrzanie tysięcy serc zagorzałych fanów progrocka. Gdzieniegdzie zahaczają też o klasykę, choć nie zdecydowali się na żaden konkretny cytat. Dwa ostatnie kawałki na „Reflections” to singlowy duet „I Wanna Stay” – „Time Can′t Take It Away” (z 1972 roku) – ostatnie, jakie zespół nagrał przed rozpadem. Ogromne wrażenie robi zwłaszcza ostatni utwór, będący – nie boję się tych słów – prawdziwym majstersztykiem! Wokal Harrisona w refrenie dosłownie przyprawia o ciarki. Nieziemski wręcz smutek dodatkowo podkreśla natchniony, niebiański chórek. W końcówce natomiast – tuż po jazzującej solówce gitary i kolejnym refrenie – pojawia się żeński głos momentalnie przywodzący na myśl stylistykę rhythm′n′bluesa. Jakby tego było mało, perkusista wybija w tle afrykańskie rytmy. I to wszystko mieści się w niespełna pięciominutowym, niezwykle melodyjnym kawałku. Najprawdziwsze mistrzostwo świata!
Po każdym przesłuchaniu „Reflections” dręczy mnie nieodmiennie to samo pytanie: Dlaczego tak fenomenalny zespół przestał istnieć po wydaniu zaledwie jednej płyty? Jak sądzę, na zawsze pozostanie ono bez odpowiedzi. Muzycy 2066 & Then kontynuowali jednak karierę. Gagey Mrozeck jeszcze w 1972 roku został gitarzystą Kin Ping Meh i wziął udział w nagraniu drugiej płyty zespołu („No. 2”). Rok później ściągnął do grupy Geffa Harrisona i obu można usłyszeć na kolejnych dwóch albumach: „Virtues and Sins” (1974) oraz koncertowym „Concrete” (1976). Po wydaniu tej ostatniej Harrison odszedł z kapeli, Mrozeck natomiast zagrał jeszcze na „Kin Ping Meh” (1977) i wraz z pozostałymi muzykami rozwiązał zespół. Veit Marvos po rozpadzie 2066 & Then zagrał gościnnie na jedynej płycie folkowo-rockowego duetu Midnight Circus („Midnight Circus”, 1972), po czym dołączył do Emergency. Słychać go na krążku „Get Out of the Country” z 1973 roku, trzecim w dorobku kapeli, pierwszym zaś nagranym dla legendarnej wytwórni Brain. Drugi klawiszowiec, Steve Robinson (czyli Rainer Geyer), dołączył na krótko do Nine Days′ Wonder i jako gość wystąpił na płycie „Only the Dancers” (1974). Później pojawił się w składzie Aery – grupy, o której niewiele wiadomo. Perkusista Konstantin Bommarius jeszcze w 1972 roku zakotwiczył w zespole Abacus. Słychać go na dwóch jego albumach: „Everything You Need” (1972) oraz „Midway” (1973). Gdy kapela przestała istnieć, z otwartymi rękoma przyjęto go w Karthago. Ale i tam nie zagościł na długo, nagrywając z Kartagińczykami jedynie studyjny krążek „Rock′n′Roll Testament” (1974) oraz koncertowy „Live at the Roxy” (1976). Chciałoby się rzec, na szczęście. Gdyby bowiem został w grupie dłużej, wziąłby udział w realizacji fatalnego pod każdym względem „Love is a Cake” (1977).
Geff Harrison natomiast po rozstaniu z Kin Ping Meh znalazł przystań w Tritonus. Nie na długo jednak; po wydaniu drugiej płyty – „Between the Universe” (1977), na której Brytyjczyk zaśpiewał jako gość, zespół przeszedł bowiem do historii. Od tej pory było już tylko gorzej, gdyż występy w musicalach to chyba jednak nie jest – a przynajmniej nie był przed laty – szczyt jego możliwości. Charyzmatyczny wokalista stworzył wprawdzie własny Geff Harrison Band, który istnieje do dzisiaj, ale ograniczył się jedynie do chałturzenia i odcinania kuponów od dawnej świetności. Patrząc na współczesne zdjęcia dawnego frontmana 2066 & Then, nie sposób ukryć zażenowania. Szansą na wyjście z cienia i odbicie się od artystycznego dna było powołanie do życia supergrupy Harrison Panka Nadolny Band, w której – obok Geffa – znaleźli się dwaj muzycy innej legendy krautrocka, grupy Jane: perkusista Peter Panka oraz klawiszowiec Werner Nadolny. Niestety, tragiczna śmierć Panki w czerwcu ubiegłego roku przekreśliła wszystkie związane z kapelą nadzieje. Czy przekreśliła też szanse Harrisona na powrót do świata progresywnego rocka? Obawiam się, że tak. Już na zawsze.
Przypisy:
1) Ciekawa jest zresztą geneza tej nazwy. Nawiązano w niej do bitwy pod Hastings, w której normański książę Wilhelm Zdobywca pokonał króla Anglii Harolda Godwinsona, po czym zajął jego miejsce. Bitwa miała miejsce w 1066 roku, a muzycy dorzucili do tej daty jeszcze tysiąc lat i wyszło im 2066 (And Then).
2) Jeśli muzycy mieli ambicje stworzyć własną rockową wersję „Czterech pór roku”, to zabrakło im jedynie „Lata”. A może nagrali też utwór zatytułowany „Summer”, tyle że nie miał on do tej pory szczęścia ujrzeć światła dziennego.
3) Chodzi o pierwsze wcielenie brytyjskiej grupy Renaissance, którą powołali do życia między innymi dwaj byli muzycy The Yardbirds – Keith Relf i Jim McCarty. Skład ten pozostawił po sobie dwie płyty: „Renaissance” (1969) oraz „Illusion” (1970). Trzeci krążek – „Prologue” (1972) – nagrano już w zupełnie innym zestawieniu (ze słynną Annie Haslam w miejsce Jane Relf na wokalu). Z pierwotnego składu nie pozostał żaden muzyk.
4) „Bema pamięci żałobny rapsod” doczekał się zresztą wersji anglojęzycznej. Jako „Mourner′s Rhapsody” ukazał się w RFN na płycie tak właśnie zatytułowanej. Tyle że miało to miejsce dopiero w 1974 roku, a więc dwa lata po rozpadzie 2066 & Then.

Sebastian Chosiński


1. At My Home 5:04
2. Autumn 9:07
3. Butterking 7:19
4. Reflections On The Future 15:51
5. How Would You Feel 3:24

Bonus Tracks:
6. The Way That I Feel Today (LP Outtake) 11:11
7. Spring (LP Outtake) 13:02
8. At My Home (Alternate Version) 7:55
9. I Wanna Stay (Demo, March 1972) 3:59

Geff Harrison – śpiew
Gagey Mrozeck – gitary
Dieter Bauer – gitara basowa
Veit Marvos – instrumenty klawiszowe
Steve Robinson – instrumenty klawiszowe
Konstantin Bommarius – perkusja

Gościnnie:
Wolfgang Schönbrot – flet
Curt Cress – perkusja


https://www.youtube.com/watch?v=3G2rv6wzHQs

'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury,
Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury'

START WIECZOREM...

Lista plików

Trackery

  • udp://tracker.opentrackr.org:1337/announce
  • udp://tracker.openbittorrent.com:80/announce
  • Komentarze są widoczne dla osób zalogowanych!

    Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.
    Copyright © 2024 Ex-torrenty.org